Wczoraj po powrocie z pracy zastałam na schodach wielką paczkę w niej tajemniczo zawinięte przedmioty. Warstwa ochronna była tak szczelna, że chyba ze 30 min walczyłam z taśmą i bąbelkami. Tak opakowane przedmioty przetrwałyby zapewne nie jeden wybuch nuklearny :P hi hi hi Przesyłka okazała się być niespodzianką od znajomej dekupażystki z wizażu - Ewy. A oto co przyleciało do mnie zza morza :) piękny turkusowy komplecik - wieszak, skrzyneczka, jajo z podstawką (moja pierwsza pisanka nie wykonana przeze mnie, która pochodzi z rodzinnego kraju, niewtajemniczonym wyjaśnie, że cierpię tutaj w uk na niedostatek pięknych polskich wielkanocnych pisanek) i zakulone serducho. Wszystko mnie zachwyciło i Ewie, która odwiedza moje strony pięknie i oficjalnie dziękuję!!! :D :-* Turkusowo mi!
Some say I live on a different planet so there you are! Welcome to Titania's Planet blog where a crafty girl blogs away from the UK about almost everything :) Please, feel free to leave a comment. Thanks! :)
„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.”
Johann Wolfgang Goethe
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.”
Johann Wolfgang Goethe
Followers
Wednesday, June 30, 2010
Monday, June 28, 2010
Smutna Historia Pewnej Pani
Koleżanka z pracy opowiedziała mi dzisiaj historię pewnej 60 letniej pani z jej rodziny, która właśnie cierpi na raka z przerzutami i po przywiezieniu do szpitala z krwotokiem zapadła już w stan śpiączki. Jej dni a może godziny są już policzone. Kto wie, może teraz kiedy piszę tę notkę ta kobieta już nie żyje. Jej rodzina szykuje się już na pożegnanie. Ciężki czas. Straszny czas. Bezsilność, łzy, rozpacz, ból, stracone nadzieje...
Tak mi ta historia utkwiła w głowie, że nie mogę przestać o niej myśleć. Wracałam do domu autobusem i tak sobie myślałam o tym wszystkim, że w obliczu takiej śmiertelnej choroby jak ta, wszystkie inne rzeczy jakie nas otaczają stają sie zupełnie bezwartościowe. Coś miało dla nas ogromną wartość, wydawało sie być skarbem, nagle staje się dosłownie zerem. Przestaje się liczyć. Materia bez wartości. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Marność nad marnościami... Wtedy liczy się tylko zdrowie, bliscy, każda jedna minuta, każdy jeden oddech, każde jedno uderzenie serca, każde jedno wypowiedziane słowo... i rachunek z życia.
* * * * * * * * * * * *
Boję się. Normalnie boję się. Boję się, że takie coś mnie kiedyś spotka. Boję się, że to spotka kogoś z mojej rodziny. Że przyniesie ból, cierpienie, niepokój. Że dotychczasowy spokój umysłu zostanie na zawsze zmącony. Że nic nie bedzie już takie samo jak wcześniej. Że trzeba będzie się pogodzić i zaakceptowac. Że takie życie. No bo tak na prawdę nikt nie może być na 100% pewny, że nie dopadnie go taki czy inny nowotwór. Jest medycyna, są terapie, operacje, lekarze, wyścig z czasem ale rak nadal wygrywa i zbiera żniwo.
* * * * * * * * * * * *
Mój nastrój pogłebił się jeszcze bardziej kiedy stojąc dziś już u drzwi mojego domu i przekręcając klucz w zamku zobaczyłam, że pod sąsiednim domem stoi ambulans. Przywiezli w nim starszego człowieka. Ktoś niedawno opowiedział mi i jego historię. Wrócił ze szpitala. Do domu. Aby skreślać krzyżykiem dni ze swojego życiowego kalendarza. Dla tego pana też już nie ma ratunku. Przerzuty są wszędzie. Lekarze nie chcieli już leczyć. Za późno. Nie opłaca się (Czyż to nie okrutne? Tu chodzi o życie człowieka a lekarze mówią, że już się nie opłaca!!!). Jak czuje się taki człowiek, któremu ktoś powie, że nie ma już dla niego ratunku? Jak to jest żyć ze świadomością, że czyjeś dni dobiegają już końca? Że to może będzie za tydzien... A może już jutro... Kto mi powie?
* * * * * * * * * * *
A dziś wieczorem modlitwa. Za chorych i umierających. Za tych dla których nie ma już ratunku i co próbują się pogodzić z nieodwracalnym wyrokiem losu i za tych, którym myśli ciężkie nie pozwolą zasnąc spokojnie dziś w nocy.
ps. Myślicie o Nich w ogóle? O tych co być może juz jutro uwolnią się od fizyczności tego świata...
edit: informuję, że ta pani o której pisalam odeszła już do Pana. Po 3-4 dniach śpiączki zmarła około 1.30 po południu, czyli jak pisałam tę notkę już nie zyła :( R.I.P.
edit: informuję, że ta pani o której pisalam odeszła już do Pana. Po 3-4 dniach śpiączki zmarła około 1.30 po południu, czyli jak pisałam tę notkę już nie zyła :( R.I.P.
Sunday, June 27, 2010
A miał być to tylko wypad do biblioteki...
No właśnie, to miał być tylko wypadł do biblioteki aby zwrócić książki, a ostatecznie mieliśmy, jak stwierdził T. kosztowny day out :P Dziś, a właściwie już wczoraj bo właśnie minęła połnoc, mieliśmy piękną słoneczną pogodę. Aż szkoda było siedzieć w domu. T. miał mnie tylko podwieźć do biblioteki a ostatecznie spędziliśmy wczorajszy dzien wędrując od sklepu do sklepu, z coraz bardziej topniejącą gotówką. A więc najpierw biblioteka, potem street market w Mold i łażenie pomiędzy straganami, dyskont B& M z którego wychodze z metalowymi puszkami pod pachą :) następnie bar z kanapkami Subway gdzie świeża, kawa, kanapka z chicken teryaki i madacamia cookie stawiają nas na nogi, butki z obuwiem, a następnie centra ogrodnicze w Wirral. Obłaziliśmy wszystkie kąty, pozwiedzaliśmy wszelkie wystawy z roślinami, doniczkami, napatrzyłam się i nacieszyłam oczy towarem ala rustykalna francuska kuchnia, umęczyliśmy się, spociliśmy bo słońce dziś dawało nieźle czadu i wróciliśmy późnym popołudniem do domu. A oto co przywlokłam ze sobą do domu:
metalowe puszki na ciasteczka o których więcej na moim drugim blogu "frytki z rybą" :D a dlaczego właśnie o nich? to dowiecie się jak przeczytacie posta :P zapraszam! nie zapominajcie, że na fish-n-chips stories toczy się równoległe życie blogowe a posty uaktualniam regularnie :P
i kolejna upatrzona rzecz:
Dwa słoiczki wekowe z tradycyjnymi zamknięciami. Mój ulubiony typ. Wypatrzyłam je już jakiś miesiąć temu na jednej z zakurzonych półek centrum ogrodniczego, chodziłam koło nich i chodziłam ale nie kupiłam. A teraz? Teraz wróciłam po nie! Stały sobie jak dwie bidule, tylko dwa jedyne i czekały na mnie he he he ;D i nikt ich nie chciał (i dobrze!) a ja zawsze mam oko na fajne szkło :) i tym razem przyjechały ze mną do domu. Nie wiem czemu ale cieszę się z tych słoiczków jak dziecko :P Powiem prawdę, że kusi mnie aby je machnać pędzlem i jakąś ozdobną witrażową farbką a potem zrobić w nie moje pierwsze w życiu konfitury :) i siup na półkę!
No i jeszcze zakup dnia. Prezencioch od mojego kochanego miśka - optymistycznie kolorowe butki na lato, wygodne (podobno z jakąś antystresową wyściółką) z bardzo przyzwoitej skórki, w fioletowym kolorze, bardzo dziewczęce i ostatnio bardzo modne w UK. Z nich też cieszę sie niesamowicie!!! Buziaki dla T.! :* :* :*
No to by było na tyle w tym temacie. Lecę lulać do Pierzynowa! Paaaa!
Saturday, June 26, 2010
Piaskiem malowane / Sand drawing
Zobaczcie co potrafi ta Rosjanka :) Ludzie to mają talent! No i ten nastrój i świece....
ps. dorzuciłam 3 nowe fotki do poprzedniego postu o latarence marokańskiej. Wczoraj zrobiliśmy sobie lampionikowy wieczór z tżtem :)
ps. dorzuciłam 3 nowe fotki do poprzedniego postu o latarence marokańskiej. Wczoraj zrobiliśmy sobie lampionikowy wieczór z tżtem :)
Wednesday, June 23, 2010
Maki / Poppies
Ostatnio chyba mam jakąś fazę na maki, zwłaszcza te czerwone :) takie żywe, krwistoczerwone, piekne na zielonym tle traw i łanów zbóż, kołyszące się na wietrze wraz z innym źdźbłami trawy. Mam ochotę je malować na szkle, haftować, fotografować, siać. Dziś przyniosłam do domku kolejny numer Gold Cross Stitch Collection z haftem krzyżykowym a tam?! - na pierwszej stronie kolejny obraz do wyhaftowania, z makami, rzecz jasna. Maki na płótnie będą musiały jednak poczekać na swoja kolej bo w drodze mam już jeden duży projekt. A w międzyczasie "częstuję" Was fotkami gigantycznych maków jakie rosną u nas w ogrodzie. Są ogrooomne! Wieloletnie krzaczory, których pąki kwiatów odradzają się co roku. Te maki w rozmiarze xxl widać już z daleka. Naprawę robią wrażenie :)
Tutaj cała trójca, ledwo zmieściły się w obiektywie :)
Zagladam obiektywem w "paszczę" kwiatu i co widzę? W samym centrum - ogromny narząd płciowy :P :D Przerażający troszkę, w takim zbliżeniu, sam na sam.... chciałoby się powiedzieć :P no ale o rozmiarach narządów płciowych się nie dyskutuje, ooops, sorry, o gustach się nie dyskutuje ;P
A tutaj cały "gang" Czerwonych opanował nieśmiałe drzewo :)
A co powiecie na żółte maki? Takie inne, takie... walijskie... chyba już do końca życia żółć bedzie mi się kojarzyć z Walią :)
Te fotografowałam późnym popołudniem więc się już pozamykały i poszły spać...
Do maków mam taki sam sentyment jak do pięknych kubeczków i filiżanek do herbaty. Tutaj jedna z moich faworytek. Makowa oczywiście :) Fine bone china. Firma Dunoon.
A tu na zakończenie parę innych obrazków z ogrodu:
Cudownie fioletowo-niebieski clematis z kropelkami rosy
Z równie imponującym narządem :) coś co z bliska przypomina mi jakiegoś stwora, jeżowca, z głebin oceanu :)
Zawsze Pozytywne Bratki :)
No i mój ulubiony elfik, który już dawno wynurzył się spod śniegowej pierzyny :) pisałam o nim już wcześniej zimową porą, o TU, proszę bardzo :)
Labels:
flowers/kwiaty,
hafan,
maki/poppies,
ogród/garden
Monday, June 21, 2010
Senses: Moroccan Lantern
Coś dla ducha i dla oka. Nie tak dawno kupiłam sobie białą latarenkę w marokańskim stylu. Marzą mi sie takie lampiony już od dawna a Maroko właśnie z nich słynie. Ta co prawda Maroka nie widziała ale jest stylizowana i wnosi powiew orientu do naszego domu :) Jako dopełnienie obfociłam również moje orientalne lampioniki, które przywiozłam sobie rok temu z Barmouth. Postawiona na kominku w otoczeniu innych lampioników tworzy niepowtarzalny nastrój, zwłaszcza w upalne noce. Allhambra Night chciałoby się powiedzieć ;) Uwielbiam, poprostu uwielbiam światło świec w takich lampionikach... a takie lampy sprawiają, że jeszcze bardziej marzy mi sie wycieczka w orientalne zakątki Arabii...
Sunday, June 20, 2010
Wrzuta zakupowa :)
Trochę mi się uzbierało zakupów craftowych z ostatnich 2 miesięcy ;) Siatki z zakupami czekały sobie cierpliwie na obfotografowanie ;P Wiec pora zrobić kolejną wrzutę na blogu :P Osoby o słabych sercach i skłonne do napadów zazdrości proszone są o nie czytanie :P
Tym razem oczkiem w głowie są moje nowe stempelki, brass stencils, motylowe Vinyls, papierki z papermanii, brads-y ważkowe, staz-on-y i acetate do embossingu oraz ze srebnym embossingiem :)
nie mogłam sobie odmówić słonecznej serii papierków z Papermanii, są takie energizujące :P oraz papierków z tekstem w tle :)
oraz tych embossowanych i pozłacanych kartonów:
a co powiecie na acetate ze srebnym embossingiem idealny do overlays?
i jeszcze parę dupereli :P - udało mi się wyszukać peel offs-y z napisem hand made i długo poszukiwaną transparentną obustronną folię samoprzylepną!!! jupi!!!!
a te słodkie łapki w postaci charms-ów z napisem hand made poprostu mnie zauroczyły :)
no i nie mogło obyć sie bez paru gazetek, które osładzają mi życie na dworcu autobusowym ;)
a w gazetkach były takie dodatki :) najbardziej się ciesze z chipboard-ów i stempelków :P
i jeszcze trochę literatury z rękodziełem :)
zamówiona w miejscu pracy, kolejna ksiązka z serii Usborne Books (uwielbiam ich książki!!!)
z The Works:
i ksiązki z carboot sale w cenie od 50 pensów do 1 funta! :D to ci okazja!
i na koniec mały zestaw do haftowania :)
i to by było na tyle w tym temacie ;) buziaczki :*
Subscribe to:
Posts (Atom)