„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.”

Johann Wolfgang Goethe

Followers

Showing posts with label historie życiem pisane/ life stories. Show all posts
Showing posts with label historie życiem pisane/ life stories. Show all posts

Sunday, October 24, 2010

To musi być miłość

Mój luby sportertował mnie wczoraj na kuchennej tablicy memo:


Chciałam tylko sprostować, że taka stara jak dinozaur to ja jeszcze nie jestem, grubioskórna też nie bardzo :P ani zimnokrwista, no ale żeby pierdzieć dwutonowo? :D Luby mnie zdecydowwanie przecienia :P toż to ja jestem tone-deaf od urodzenia i nie odróżniam wysokiego a od niskiego ce 

To musi być miłość. Nic innego :)

Tym co mają kochających partnerów, dedykuję piosenkę :D

Monday, June 28, 2010

Smutna Historia Pewnej Pani

Koleżanka z pracy opowiedziała mi dzisiaj historię pewnej 60 letniej pani z jej rodziny, która właśnie cierpi na raka z przerzutami i po przywiezieniu do szpitala z krwotokiem zapadła już w stan śpiączki. Jej dni a może godziny są już policzone. Kto wie, może teraz kiedy piszę tę notkę ta kobieta już nie żyje. Jej rodzina szykuje się już na pożegnanie. Ciężki czas. Straszny czas. Bezsilność, łzy, rozpacz, ból, stracone nadzieje...
Tak mi ta historia utkwiła w głowie, że nie mogę przestać o niej myśleć. Wracałam do domu autobusem i tak sobie myślałam o tym wszystkim, że w obliczu takiej śmiertelnej choroby jak ta, wszystkie inne rzeczy jakie nas otaczają stają sie zupełnie bezwartościowe. Coś miało dla nas ogromną wartość, wydawało sie być skarbem, nagle staje się dosłownie zerem. Przestaje się liczyć. Materia bez wartości. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Marność nad marnościami... Wtedy liczy się tylko zdrowie, bliscy, każda jedna minuta, każdy jeden oddech, każde jedno uderzenie serca, każde jedno wypowiedziane słowo... i rachunek z życia.

* * * * * * * * * * * *

Boję się. Normalnie boję się. Boję się, że takie coś mnie kiedyś spotka. Boję się, że to spotka kogoś z mojej rodziny. Że przyniesie ból, cierpienie, niepokój. Że dotychczasowy spokój umysłu zostanie na zawsze zmącony. Że nic nie bedzie już takie samo jak wcześniej. Że trzeba będzie się pogodzić i zaakceptowac. Że takie życie. No bo tak na prawdę nikt nie może być na 100% pewny, że nie dopadnie go taki czy inny nowotwór. Jest medycyna, są terapie, operacje, lekarze, wyścig z czasem ale rak nadal wygrywa i zbiera żniwo.

* * * * * * * * * * * *

Mój nastrój pogłebił się jeszcze bardziej kiedy stojąc dziś już u drzwi mojego domu i przekręcając klucz w zamku zobaczyłam, że pod sąsiednim domem stoi ambulans. Przywiezli w nim starszego człowieka.  Ktoś niedawno opowiedział mi i jego historię. Wrócił ze szpitala. Do domu. Aby skreślać krzyżykiem dni ze swojego życiowego kalendarza. Dla tego pana też już nie ma ratunku. Przerzuty są wszędzie. Lekarze nie chcieli już leczyć. Za późno. Nie opłaca się (Czyż to nie okrutne? Tu chodzi o życie człowieka a lekarze mówią, że już się nie opłaca!!!). Jak czuje się taki człowiek, któremu ktoś powie, że nie ma już dla niego ratunku? Jak to jest żyć ze świadomością, że czyjeś dni dobiegają już końca? Że to może będzie za tydzien... A może już jutro... Kto mi powie?

* * * * * * * * * * *

A dziś wieczorem modlitwa. Za chorych i umierających. Za tych dla których nie ma już ratunku i co próbują się pogodzić z nieodwracalnym wyrokiem losu i za tych, którym myśli ciężkie nie pozwolą zasnąc spokojnie dziś w nocy.

ps. Myślicie o Nich w ogóle? O tych co być może juz jutro uwolnią się od fizyczności tego świata...

edit: informuję, że ta pani o której pisalam odeszła już do Pana. Po 3-4 dniach śpiączki zmarła około 1.30 po południu, czyli jak pisałam tę notkę już nie zyła :(  R.I.P.

Tuesday, May 4, 2010

Przystankowe Rozmowy Nie-kontrolowane

Miejsce: Plas Madoc, przystanek autobusowy, godz 15.20. Jest ciepło. Świeci słońce.W pobliżu nie ma nikogo.
Stoję sobie samotnie na przystanku i czekam na autobus do W. Po chwili na przystanku zjawia się jakiś facet w średnim wieku. Taki szary ktoś. W sumie nie zwracam na niego uwagi. Typowy chavvy look z "bezrobotno-zasiłkowego" społeczeństwa Plas Madoc czyli podkoszulek, dresy i adidasy. Raczej niedbały, Na rękach, szyi i karku tatuaże:100% Welsh (= 100% walijczyk), napis "Wales", jakiś czerwony diabeł i jeszcze coś... nie pamiętam. "Patriotyzm" i walijskość bije od niego z każdego strony. Facet zaczyna rozmowę (Brytyjczycy bardzo łatwo nawiązują rozmowy z nieznajomymi):
-What time is the bus?
-Half past. something around that. Should be here any minute... odpowiadam
Facet sprawdza wyblakły rozkład jazdy na słupie.
(w miedzyczasie nadjeżdza autobus ale w przeciwnym kierunku)
-Is this one going to Wrexham? 
-Erm... no, ...wait, let's see... odpowiadam, Where are you getting to?
-Johnstown. odpowiada facet.
-This one is going to Oswestry, and you need the one I'm taking, wyjaśniam , It will be coming from this direction....pokazję palcem w kierunku w którym pojawi się autobus
Po chwili facet zmienia temat:
-What nationality are you?
-Why? - pytam
-Your accent....
-Erm... what about it?
-Are you Polish?
-Yes. I am.
-it's.... facet próbuje sprecyzowac o co mu chodzi...a chodzi mu o akcent charakterystyczny dla ludzi z Europy Wschodniej rozpoznawalny miedzy innymi u Polaków. 
-yeah, still recognisable, innit?- stwierdzam
-it sounds Polish but with a strong English accent.
-thats because I'm a teacher of English myself, wyjasniam. I studied it in Poland.
-oh, right....there is a big community of Polish people in Wrexham. in town some Polish people are trying to speak English to me but they dont speak much, not very good..... narzeka gość
-well, yeah, i know, everybody's different, you know..., odpowiadam, some do speak very poor English.  Shame, isnt it? Nie zamierzam tłumaczyć rodaków z ich lenistwa do nauki języków :P
no i potem zaczyna się wymiana informacji miedzykulturowych (uwielbiam to!):
- How long have u been here? Is it better here? What is the weather like in Poland? Do you have towns and centres like these here?  
Odpowiadam cierpliwie na pytania i oświecam gościa, że w Polsce żyjemy i funkcjonujemy normalnie jak każdy inny naród, żeby nie myślał sobie, że u nas to tylko lasy, wsie i chaty zabite dechą... Niestety ten stereotyp o zaściankowej Polsce wciąż funkcjonuje w zachodniej Europie i sytuacje takie jak ta właśnie to ilustrują... wyczuc to można w pytaniach, w podejsciu, w rozumieniu kultury polskiej...
Chavvy gość okazuje się być całkiem miłym rozmówcą z całkiem dobrymi manierami co u chav-ów nie jest częste. Przepuszcza mnie w drzwiach autobusu, jakiejś pani pomaga wyjechać z wózkiem i sam zerwał się z siedzienia i zaoferował drobne pieniądze dziewczynie, której zbrakło na bilet. Pracuję właśnie w środowisku w kórym mam kontakt z ludzmi o tym statusie socjalnym i obracam się w wśrod nich na codzień i zazwyczaj nie mam ochoty na rozmowy z brytyjskimi chav-ami ale ten pan zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Jeszcze jeden przykład, że można kogoś pochopnie osądzić wg wyglądu i zaszufladkować jako "tego, z którym nie chcę mieć do czynienia".... Zaskakujące jes to, że Chavs mają to co czesto brakuje nam Polakom - serdeczność, otwartość i łatwość nawiązywania kontaktów. Nie wywyższają się i nie zadzierają nosa. Nie krytykują. Ot, prości ludzie o niższym statusie społecznym. Często są obiektem krytyki i żartów wyższych klas społecznych.

Dla tych osob, które nie obracają się na codzień w kulturze brytyjskiej i nie znają jej od środka, powinnam wyjasnić kontekst społeczno-kulturowy. Chav to osoba, zazwyczaj nastoletnia, ale nie tylko, ubrana w charakterystyczny sposób - dresy, buty sportowe, bluzy, luźne, nierzadko niedbałe piżamowe spodnie, z duża ilością tandetnej biżuterii w kolorze złota lub w barwach rzucających się w oko. Dziewczyny często mają drastycznie ufarbowane włosy, nadmiar tandetnego makijażu, włosy często związane w ciasny kucyk, dresy piżamowe w białych lub różowych kolorach, często noszą za małe przyciasne ubrania, bywaja otyłe, zachodzą w niechciane wczesne ciąże i są często widziane ze spacerówkami. Chavs pochodzą z klasy roboczej, są często bezrobotni, bez wykształcenia i ambicji, niechętnie podejmuja pracę żyjąc całe życie na zasiłkach i w domach socjalnych. Egzystują na biednych osiedlach, i w ciasnych obskurnych blokach. Młodzież  często przesiaduje znudzona na przystankach, rogach ulic, pałęta sie po osiedlach. Używki, głośny styl bycia i brak kultury osobistej równiez nie są im nie obce. Jednym słowem tzw Little Britain people. Kto ogląda ten serial komediowy bedzie wiedział co mam na myśli. A oto przykłady chavów

dziewczyny:
chłopaki:
 i razem w grupie:

A Wam jak podoba się to zjawisko kulturowe?