„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.”

Johann Wolfgang Goethe

Followers

Saturday, June 12, 2010

Prrrru, prrrrru...... czyli Simon's Cat

Znacie może kota Simona z youtube? Tego charrrakternego, rozbestwionego do granic możliwości a jednocześnie ubóstwianego przez wszystkich kota, który non-stop miętosi swojego właściciela i robi: prrrru, prrrru...? Oto bowiem Kot Simona doczekał się wydania swoich przygód w postaci obrazkowych historyjek :) popularność filmików Simon's Cats na youtube przeszła samą siebie i autor filmików postanowił wydać książkę, którą to ja, miłośniczka wszelkich kotów z charakterem z wielka chęcią sobie zakupiłam :)



a tutaj dwie przykładowe fotki z ksiązki, (również z moim ulubionym gnomem ogrodowym :D)


możecie też odwiedzić kota Simona na ich stronie internetowej:


a tu przykładowe filmiki z youtube, idealnie pokazujące kocią naturę :

"Wpuść mnie, wpuść mnie!"




"TV Dinner"





"Cat Man Do"



Więcej filmików (w tym nowe!!!) znajdziecie na youtube. Miłego oglądania :)

Friday, June 11, 2010

Kanapka oracza :) / Ploughman's sandwich

Ech, naleciało mnie dziś na brytolskie pikle :P a konkretnie na Ploughman's Sandwich z piklami Branstona :P Ploughman's Sandwich to jeden z najpopularniejszych typów kanapek w Wielkiej Brytanii. Kanapka Oracza, bo ploughman to w ang "oracz" występuje tez pod nazwą Ploughman's (lunch) i tradycyjnie składa się z chleba, masła, sera typu cheddar (to najbardziej znany i popularny ser zółty w UK), albo sera stilton ("skarpetkowy" ser z gatunku pleśniowych) lub jakiegoś innego lokalnego sera żółtego, pickli octowych (tak, tak, to to brązowe coś) oraz warzyw - sałaty, ogórka, pomidora, cebuli ewentualnie selera naciowego i jabłka. Te charakterystyczne pickle brytyjskie są robione na bazie octu słodowego, i często głownym składnikiem jest cebula, marchewka, ogórek, pomidor, seler, kabaczek. Charakterystyczną cechą tej kanapki jest to, że ser jest zazwyczaj grubo krojony.
Ja swoją zrobiłam z białego chleba (brązowy chleb z ziarnami jak najbardziej!!!) bo brązowego nie miałam pod ręką, sałaty lodowej, dojrzałego cheddara, czerwonej cebuli, pikli branstona i ogórka. Mniam!


Ploughman's sandwich/lunch to ikona kulturowa Anglii i czesto sprzedaje się ją w pubach do pary z pintą piwa lub cydru ;) Pochodzenie ploughman's lunch nie jest to konca znane, być może ten typ posiłku znany był sprzed WWII a następnie spopularyzowany w latach późniejszych aby podnieść sprzedaż sera. Tak czy inaczej kanapka oracza zawładnęła gustami smakowymi Brytyjczyków na dobre. Polecam. Spróbujcie sami!

Wszyscy jedzą truskawki, jem i ja! Dziś sięgnełam po nie poraz pierwszy w tym roku. Niestety brytyjskie bo o polskich z rodzicowej działki to mogę sobie pomarzyć :( Miałam 2 wyjścia - albo kupię zagraniczne, tzn w  moim przypadku lokalne, albo nie zjem żadnych w tym sezonie :( No ale nie spróbować truskawek ani razu w ciągu całego roku!!! Toż to niemożliwe! Te które zakupiłam okazały się nawet niezłe, miały zapach i były soczyste w przeciwienstwie do niektorych połyskujących nawoskowanch olbrzymów z Tesco.


metka brzmiała dosyć obiecująco: klasa I, tradycyjnie uprawiane, pod scisła kontrolą pestycydów ...


no wiec z jogurtem wanilliowym w sam raz były! :P

Tuesday, June 8, 2010

Miłość do ... doniczek

Pokaże Wam dziś zdjęcie takiego jednego miejsca, które mijam po drodze do pracy. Ilekroć tamtędy nie przejeżdżam/przechodzę tyleż razy się uśmiecham sama do siebie. Dziś odważyłam sie wziąć aparat i pstryknąć tamtemu miejscu zdjęcie ;) Muszę być ostrożna bo w Wielkiej Brytanii CCTV (kamery) jest na każdym kroku i jeszcze ktoś mnie posadzi o zakłócanie prywatności albo gorzej... o planowanie napadu ;)
Tak więc pstryknełam zdjęcie i zaraz dałam nogę ;) 
Komentarz? Ja rozumiem, że można lubić ogródek i doniczki, ale... niektórzy to mają trochę nie tak w głowie ;) Najbardziej rozśmieszają mnie doniczki na słupkach LOL :D (kliknijcie na zdjecie, żeby zobaczyć szczegoły)

Monday, June 7, 2010

I tried - Crumpets

Pierwsza notka z nowej serii I tried...czyli tego próbowałam  :) w której zamierzam co jakiś czas opisywać ciekawe produkty/usługi brytyjskie wszelkiego typu, (nie)warte spróbowania i polecenia. Część być może będzie Wam już znana ale części na pewno nie znacie :P w dzisiejszej dobie, kiedy świat jest globalną wioską a przepływ towarów z kraju do kraju to podstawa handlu być może znajdziecie je na półkach w polskich supermarketach i wtedy ktoś sobie przypomni moją notkę na blogu ;P i sięgnie po towar na półce. koleżankom-emigrantkom te produkty będą dobrze znane ;)
A dziś pod lupę bierzemy.... crumpets! :P

Co Brytannia je na śniadanie? Brytannia je crumpets! Crumpets to są takie zabawne drożdżowe racuszki z głębokimi kanalikami :D najlepiej smakują tostowane na ciepło z masłem albo z masłem i dżemem :P i koniecznie z kawą lub herbatą. Można je też jeść na deser i w ogóle kiedy się chce. Na słodko lub na słono.
Specjalnie dla Was zakupiłam dziś paczkę Wartburton-owskich crumpet-ów :P bo te są chyba najpopularniejsze.


a tak wyglądają na ciepło po wyjęciu z tostera i w przekroju ;)



Znalazłam też dla Was przepis na crumpet-y :D wersja angielska: TU, a wersja polska TUTAJ i TEŻ TUTAJ  :D miłego kucharzenia!
moja opinia o crumpets : 10/10 :)

Saturday, June 5, 2010

Zapach lata / Summer's round the corner

Lato nadchodzi wielkimi krokami :) po tak długiej zimie w tym roku chyba najbardziej wyczekiwane przeze mnie ze wszystkich pór roku :) Moje szkolne ferie co prawda dobiegają końca ale postanowiłam uchwycić tę piękną pogodę jaką mamy od kilku dni :) Zobaczcie oto jakimi kolorami i zapachami świętuję przed-lecie ;) 

Jakieś parę dni temu w sklepie nie mogłam się oprzeć tym dwóm kolorowym notatnikom :)  i nowym piórze parkera. Do obu mam słabość :D Z resztą, co tu dużo mówić, ja w ogóle mam słabość do pięknych kolorowych wyrobów papierniczych i kropka :P


Dla mnie lato to czas nie tylko intensywnego ciepła słonecznego i wakacji ale też czas otwartych na oścież drzwi i okien, fruwających na wietrze firanek, czas świeżych truskawek jedzonych w cieniu na ochłodę, czas kostek lodu i drinków gazowanych, czas mrożonych herbatek cytrusowych i miętowych. Lato dla mnie to też  czas piegów i poplamionych sokiem z wiśni rąk, to sezon lekkich kolorowych sukienek, orzeźwiających perfum "ogórkowych", klapek, turkusowej biżuterii i białych ubrań ;) To leżenie na trawie, to niespanie do późna w nocy, długie rozmowy na balkonie i oglądanie gwiazd, to długi wieczór i film przy migoczących światełkach z lampionika... :) A Wy? Czym dla Was jest lato? Z czym je kojarzycie?


A oto kolory lata sprzed naszego domku :) Najbardziej zachwycił mnie melanż fioletów i różów. Bosssskie kolory...


Nie mogło zbraknąć też żółci. Żółte maki i kaczeńce. Kaczeńce kojarzą mi się z podmokłymi terenami Polski a maki z Walią. Z resztą żółć już chyba do końca życia będzie kojarzyć mi się z tym krajem ;)


Jakimś cudem bez bycia użądloną udało mi  się sfotografować pupę pszczoły zajętej nadgodzinowym zapylaniem kaczeńców, która z resztą nie zawracała sobie głowy wścibskim papparazii  i kontynuowała swoją robotę :P No i dobrze. Nie będziemy sobie wzajemnie przeszkadzać :D


i jeszcze trochę czerwieni... :)


Tak na marginesie, to kierowca tego samochodu ze zdjęcia pewnie zdążył sobie bógwico pomyśleć o mnie, że to niby ja na kogoś czatuje w tych krzakach czy co, bo musiało to zabawnie wyglądać z jego strony kiedy ja klęczałam przed krzakami, żeby zrobić to zdjęcie ;)  no ale czego człowiek nie poświęci dla materiału na bloga ;P

No ale, żeby nie było, że ja tu tak chwalę się pogodą, tym i siamtym, a w Polsce ludziom krzywda się dzieje Czytam dużo w necie o Polsce i chcę Was zapewnić, że jestem z Wami myślami, szczególnie z powodzianami, którzy martwią się o swoje domy i los swój i swoich bliskich. Kochani posyłam Wam trochę słońca do Polski. Weźcie je sobie, niech osuszy tereny i wasze łzy. Buziolki  dla Was :*

I na koniec jeszcze dwie małe wiadomości:
dziś już zdradzę, że w następnym tygodniu szykuje się u mnie kolejne szkiełkowe candy na witrażowym blogu ;) zapraszam serdecznie
oraz powstał mój kolejny zakątek Words, words, words - tym razem klimat językowo-literacko-refleksyjny  w surowym minimalistycznym wydaniu :)  Kto ma ochotę wpaść, będzie mi miło ;-)

Thursday, June 3, 2010

Nowe karteczki witrażykowe i krach komputera

Nowe karteczki witrażykowe oraz kartki z użyciem Sakura Glaze Pens do obejrzenia na moim witrażowym blogu ;) Zapraszam do komentowania ==> klik   :-*

ps. uff, co dzień. rece opadają. jestem zła i zdołowana. kolejny problem na głowie - chyba padł mi system w kompie albo jakaś część komputera bo po wlączeniu nic nie wyświetla mi się na ekranie, czarność tylko, mimo, że komputer da się odpalić. czy ktoś może wie na co to moze wskazywać? karta graficzna? płyta główna? system operacyjny całościowo? twardy dysk? tuż przed awarią komp mi sie zawiesił, tak że wyłaczanie go przyciskiem nic nie pomagało, trzeba było mu po chamsku przerwać prąd z sieci. dobrze, że jest jeszcze dyżurny laptop ale i tak czuję sie odcięta od mojej drukarki/skanera i bazy danych :( shit! shit! shit! ech! jak nie urok to sraka. sorry, musiałam się wyżalić. a teraz ide spać bo juz po drugiej w nocy :( o!

Tuesday, June 1, 2010

Karteczki trzy / Floral patterned ornate cards

Oj, dawno już nie robiłam karteczek!!! Tak dawno, że chyba przestaliście mnie z nimi kojarzyć :-/ a nowe osoby odwiedzające mój blog pewnie mnie w ogóle z nimi nie kojarzą. Sa ferie i pora przywrócić cardmaking do łask :D A z racji tego, że ja lubię robić kartki głownie wtedy kiedy mam na nie ochotę, a nie z przymusu, to postanowiłam kuć żelazo póki gorące ;) i tym razem padło na styl coś na kształt ornate vintage. No powiedzmy ;) Użyłam stempli i papierów z Papermanii, tuszu karmelowego Airdondack i peel off stickers-ów (również z Papermania). Karteczki ostemplowałam równiez w środku rogowymi stemplami bo nie znoszę pustej strony :P Oto pierwsze 3.

Long time no hand made cards! I bet you have forgotten I've ever dabbled in them! It's half term break now and it's about time to resume making cards :) This time I've used Papermania cardmaking kit (white cardstock, patterned papers, peel offs and stamps) as well as a caramel Airondack ink. Style: ornate vintage. Of course I couldnt resist stamping the corners inside the cards :P To be continued...

Sunday, May 30, 2010

Metamorfozy / Metamorphoses

Wiosna w pełni, lato pomału nadchodzi. Ciepło, świeżo, a mnie nachodzi ochota na porządki i zmiany. Zmiany również na moim blogu :) W ogóle to "Miss Monotonnia" mnie nudzi i lubię powiew świeżości dlatego też postanowiłam, że wprowadzę parę nowych blogowych pomysłów. Lubię kiedy mój blog ewoluuje i ciągle się zmienia. Metamorfozy nadszedł czas :) Postanowiłam, że pojawią się nowe serie postów :) Bedzie pojawiająca się co jakiś czas seria postów oznaczonych etykietką: Senses ("senses" to po ang zmysły) w których będę opisywać moj własny świat, świat Titanii, postrzegany wszystkimi dostępnymi zmysłami rozbierany na kawałki, na czynniki pierwsze prezentowane każdy w oddzielnej notce. Bo jakby nie było ten blog to Titania's Planet ;) Czyli będzie to coś dla ciała i dla ducha. Ciekawi mnie ile wspólnych rzeczy mamy ze sobą :) Będą tez posty ometkowane I tried / Tego próbowałam czyli najróżniejsze ciekawe i znane produkty brytyjskie, moje upatrzone "kurioza", dostępne na rynku, warte opisania albo polecenia. Pojawiła się też etykietka Komunikacja / Bus stories czyli opowieści z autobusu a wiadomo, że na różnych liniach komunikacyjnych (i nie tylko w autobusie) dzieją się różne ciekawe rzeczy, które nie mogą umknąć spostrzegawczemu oku Obserwatora  Kultur ;) Zapewne pojawią się też posty z etykietką Home Decor  prezentujące klimatyczne rzeczy zakupione/zrobione przeze mnie dla domu :) oraz tag: Emigracyjnie opisujący refleksje i przemyślenia z życia Janka Emigranta :Da może raczej Janki Emigrantki :P
Dodatkowo dodałam etykietkę Kultura Walii / Welsh Culture aby wyodrębić kulturę waliczyków na tle całościowej kultury brytyjskiej, gdyby kogoś interesowało zapoznanie się własnie z tą kulturą i językiem. Tak więc zapraszam do zapoznania się z etykietkami :)
Oprócz tego uporządkowałam listę blogową, podzieliłam ją na następujące fiszki blogowe: crafty people, "jaśki emigrantki" :P czytadło, blogi klimatyczne, foto-blogi oraz blogi zagraniczne do których będe wrzucać  wasze kolejne blogowe zakątki. Zrezygnowałam z ikonek przy update'ach blogowych chociaż się do nich tak przyzwyczaiłam, jednak lista odwiedzanych blogów tak mi sie wydłużyła, że zmuszona byłam je usunąć. Pojawiła się też nowa chmurkowa skóra aby dopełnić całości ;)
A Wy? Pozwalacie swoim blogom swobodnie dryfować w jakimś tematycznym kierunku czy wolicie bezpiecznie zacumować w jednym miejscu? ;)
* * * Pozdrawiam i dobrej nocki wszystkim życzę * * *

Saturday, May 29, 2010

Ferie! Nareszcie! / Half term break! Finally!!!




W końcu nadeszły kolejne wyczekiwane przez każdego w pracy tygodniowe ferie miedzysemestralne!!! :D Yupiiiiie! I ja również cieszę się niesamowicie bo dla mnie to nie tylko okazja do wyspania się i ulubionego zrelaksowanego "craftowania" :) ale również odpoczynek od trudnych "dzieci adhd", kolegów z pracy i złapanie dystansu do wszystkiego tak aby parę dni później wrócic ożywionym z naładowanym bateriami.
Ostatnie dni tego tygodnia miałam wypełnione różnymi zajęciami. Poza tym trochę rozchorowałam się na gardło (teraz takie ciepło a mnie jak na złość gardło ściska z bólu :-/ ), nie chciało mi się siedzieć przed kompem i blogować i chodziłam sporo wcześniej spać przy czym zaległości blogowe urosły sobie w tempie zastraszającym :-/


W czwartek udaliśmy się pieszo z pierwszo- i drugoklasistami na lokalne Jamboree w P.M. Szefowa, parę nauczycielek, w tym ja, i Ryan na swoim wózku, który wytrwale pchaliśmy pod górę. Jamboree to taki mały festiwal dla dzieci z okolicznych szkół, na których śpiewa się piosenki po walijsku. Festiwal ten cieszy się wielką popularnością zarówno wśrod dzieci jak i nauczycielek i jego celem jest popularyzowanie kultury walijskiej  i języka. Ostatecznie tańczyły na nim nie tylko dzieci ale i dorośli. Naprawdę można się nieźle zabawić pomimo iż to tylko szkolne piosenki ;) Repertuar był wyłacznie po walijsku a muzyka bardzo szybko zapadła nam w ucho. Na kilka tygodni przed festiwalem dzieci uczą się spiewać w szkole te piosenki z nauczycielami z dostepnego wcześniej cd i "spiewnika" a potem zjedżaja się w jedno miejsce aby sobie pośpiewać pod przewodnictwem organizatorów. Pan, który prowadził ten festiwal wykazywał się niezłą pomysłowością - zmieniał stroje i peruki z piosenki na piosenkę, strzelał do nas z ogromnego pistoletu wodnego (dzieciaki aż piszczały z radości), kazał nauczycielom tańczyć a dzieciakom oceniać dorosłych, wygłupiał się, zaskakiwał dzieci pytaniami po walijsku a na gdzieś mniej więcej w środku przedstawienia padło pytanie: Are there any teachers from outside Wales? (= czy są tu jacyś nauczyciele spoza Walii?) Chyba nie trzeba mówić na kogo pokazały moje koleżanki :P Wydały mnie, zołzy jedne! He he he! Oczywiście spiekłam raka i pomachałam publiczności a pan stwierdził coś po walijsku coś co zabrzmiało jak "(gorąca) polska krew" a potem spytał się mnie czy w Polsce mamy takie festiwale :) a potem jeszcze spytał, mnie iloma językami sie posługuję. "Dau" (= 2) padła odpowiedz bo miałam na myśli głównie pl i ang ale pan stwierdził że pewnie umiem po polsku i walijsku :) Dla mnie hitem festiwalu była piosenka "Dawnsio Russia" śpiewana po walijsku w takt melodii rosyjskiej. Nasze dzieciaki też uwielbiały tańczyć po rosyjsku do tej piosenki ;) Taki ot, trochę bliski nam Polakom akcent ze wschodniej Europy ;) Z festiwalu wszyscy wróciliśmy rozśpiewani. Żałuję, że następny będzie dopiero za rok!



Na koniec czwartkowego dnia (czwartek to zawsze dla mnie dłuuugi dzień) czekały mnie nie tylko dodatkowe zajęcia poza lekcyjne z Art Club-u z dzieciakami ale tez i tea z koleżankami z pracy w pubie w Gresford. Tea po ang to nie tylko " herbata" ale i podwierczorek, ewentualnie posiłek jedzony wieczorem. No więc spotkałyśmy się w 5 w pubie w Gresford. Tylko personel z naszego Specjalnego Unit-u ;) Pięciu pracowników szkolnych. Cztery Brytyjki i jedna Polka. Pięć kobiet w różnym wieku i z różnym doświadczeniem życiowym. Ja najmłodsza. Cel: team building i bonding, jak przypuszczam. I chociaż ja lubię z reguły oddzielać sprawy prywatne i domowe od spraw zawodowych (czyli po godzinie 15.15 jak opuszczam budynek, szkoła/praca dla mnie nie istnieją a przynajmniej próbuję zapomnieć o nich aby zrelaksowac się na koniec dnia) to tym razem skusiłam się na wyjście. I to była dobra decyzja bo Belgian Waffles (coś na kształt ciepłych gofrów) z sosem czeko i smietanka były doskonałe!! ;P  Obgadałaśmy sprawy szkolne, trochę prywatnych i towarzyskich, zaliczyłyśmy meal deal i drinki i rozjechałyśmy sie do domu. Pewnie sie jeszcze kiedyś  spotkamy. Jedno jest jednak pewne - Brytyjczycy uwielbiają eating out czyli jedzienie poza domem w towarzystwie. To był dobry chociaż dłuuugi dzien. Było ciepło i słońce tak ładnie pomału zachodziło kiedy wracałam wieczorem do domu. A potem? Zero kompa. Tylko prysznic, łóżko i poduchy i odlot do Pierzynowa ;) Sen przyszedł szybko.


Piątek to dzień na który wszyscy czekalismy (uwielbiam piątki, zwłaszcza piątkowe popołudnia kiedy jestem już w domu po pracy, a wy?) - ostatni dzien szkoły i poczatek weekendu po którym rozpoczną się tygodniowe ferie. Ogólnie dzien był luźny, nieco odstępiono od szkolnej rutyny, a w powietrzu dało się wyczuć, że każdy chce czym prędzej znaleźć się w domu by móc realizować swoje weekendowe plany. W końcu nadeszła 15.15, dzwonek odśpiewał swoja melodyjkę i nastał upragniony moment "wyfrunięcia" ze szkoły :) Ale mnie jeszcze czekała pierwsza wizyta u okulisty w spalonym słońcem asfaltowym centrum Wrexham. Jeszcze siedząć w autobusie w myślach prowadziłam wyimaginowany wyścig czasowy z T. który w tym samym czasie wracał samochodem z pracy do domu z południa Anglii. W myślach robiłam sama z sobą małe zakłady co do tego które z nas pierwsze dotrze do domu ;) Ostatecznie staneło na tym, że musiałam zostać dłużej bo wizyta się przeciągała i w domu byłam godzinę później. Jednak T. przyjechał później ode mnie bo traffic na drogach ze względu na weekend/ferie i poniedziałkowe święto bank holiday był bardzo duży.
A co do samej wizyty, to chyba nikt nigdy nie badał mi tak szczegołowo wzroku jak tu w UK. Najpierw musiałam przejść wywiad z pracownicą, która zadawała mi setki pytań włącznie z tym co robię w wolnym czasie!!!! (powiedzcie mi, po jaką cholerę optyk musi wiedzieć co robię w  wolnym czasie, jaki mam email i gdzie pracuję... Questions! Questions!! Questions!!!) "Crafts, proszę pani, uprawiam crafts", odpowiadam z lekko rosnącą irytacją. Potem pan okulista sadzał mnie chyba na 50 różnych maszynach i krzesłach, tu mierzył, tam zaglądał, to zaswiecił latarka, to zamachał szkiełkiem. "Prosze przeczytać dolną linię literek..a teraz prosze przeczytać ten akapit... to pani pracuje w szkole, tak?....Pani uczy angielskiego polskie dzieci czy angielskie? no, a teraz jak? dobrze? a teraz lepiej czy tak samo? no a a teraz z tymi szkłami to nieco lepiej czy bez zmian?". 
U optyka dowiaduję się również, że 3-miesięczne soczewki optima, które noszę od lat nie są w sprzedaży w UK (rzekomo firma h-amerykanska). Jedyne co chciałam to sprawdzenie wzroku i uzyskanie nowych parametrów na soczewki które z resztą planuje zamówić sobie i sprowadzić od optyka z Pl (taniej!!!!) tak jak to robiłam od lat ale okazuje się, że nabycie soczewek w UK nie jest takie proste jak w Polsce. Nie można ich kupić sobie ot tak sobie u optyka czy zamówić z netu i zaaplikowac, tylko należy przejśc wywiad, dokładne badanie wzroku od zera a nastepnie nosić soczewki próbne (Ależ prosze pana ja już noszę soczewki od lat i wizytę z zakładaniem soczewek juz przechodziłam!!!) Pan jednak zasłania się prawem. "Oczywiście, ja pana nie winię za to, ale wie pan, w Brytanii to tyle zasad.... " skarżę sie facetowi ;) Ostatecznie wychodzę od optyka z receptą na nowe szkła do okularów  (lewe oko poprawiło się w jakiś cudowny sposób, a reszta bez większych zmian, dzięki Bogu) Trialowe soczewki już siedzą w oku :) świat przez nie  robi się piękniejszy i wyraźniejszy ;) a za soba zostawiam pana optyka i pracownicę, która pewnie zastanawia się czy uda jej się mnie naciągnąć na miesięczny direct debit scheme w którym co miesiąc płaci sie z konta bankowego za soczewki, które odbiera sie u optyka przy czym badania wzroku i wszelkie ubezpieczenia sa za darmo. Cena takich miesiecznych soczewek w uk to wydatek 16-18 funtów. Bye bye panie Peter! Do zobaczenia za 2 tygodnie! :)
A teraz ferieeeee!

Saturday, May 22, 2010

Stary Donald farmę miał... / Old Mac Donald had a farm...

... ija, ija, o! No i wcale nie dziwię się bo kto by nie chciał miec takiej farmy :D

....e-i-e-i-o! No wonder! Everybody would like to have one like this :D



 A może macie ochotę na plażę ze szczyptą erotyki ;P

And how about a sexed up beach, huh? :P



Te "ciałokrajobrazy" to kolejny artystyczny pomysł na zabawę fotografią i ludzkim ciałem....Mnie się podoba a Wam? Więcej o tego typu farmach i innych formach krajobrazu znajdziecie na www.bodyscapes.com :)

These bodyscapes are another creative idea how to show the artistic side of the human body... I like it and what about you? You can find more images like this at www.bodyscapes.com :) Enjoy!