Świątecznie, magicznie, rodzinnie.. Oto jak minęły mi święta Bożego Narodzenia w tym roku i nic dziwnego, że z żalem w sercu pakowałam sie o 5 nad ranem do busa do Warszawy zostawiając za sobą ciepło domu, pięknie oświetloną choinkę, swojskie domowe jadełko, rodzinę...
Tęskniłam za wieloma rzeczami, ktore tradycyjnie robiliśmy na święta. A wiec było i wieczorne pieczenie foremkowych babeczek z dżemem, jak za dawnych lat, kiedy to cała kuchnia napełnia się ciepłem i aromatem z piekarnika, i było też moje popisowe ciacho - Pani Walewska, które mama tradycyjnie zleca mi do upieczenia i które zawsze znika szybciej niż inne :P (fotka poniżej, niestety pstryknieta w niezbyt profesjonalnym, blaszanym otoczeniu, bo w biegu, ale jest to jedyna fotografia ciasta ale jak ktos chce "przepisa" na Walewską to pisać śmiało :D )
Zdążyłam też ubrać dwie choinki, jedną mieliśmy własną, żywą, z działki (tak pięknie pachniała żywicą!!!)
a druga to takie małe drzewko ze światłowodami, które kiedys tato, swojego czasu, przywiózł z Holandii. Zawsze stoi w moim pokoju ubrane w srebno-białym stylu, ale tym razem zdecydowaliśmy się na klasyczne świąteczne złoto i czerwień.
A tak wygląda zapalona przy zapadającym zmroku :) (uwielbiam te kolorowe punkciki światła!)
i pomysł na szybką złoto-czerwoną dekorację :)
Do moich tradycyjnych obowiązków należy również doczepienie nitek do czekoladowych cukierków i zawieszenie ich na dużej choince. Jakimś dziwnym trafem, liczba wyjściowa cukierków nigdy nie zgadza się z liczba ostateczną cukierków... he he, no, ciekawe czemu? :P :D)
Była też demonstracja (i wymiana!) różnych kaw i herbat, bo my obie z mamą słyniemy z pasji ich picia. Pogaduszki i smakowanie nowych świątecznych odmian herbatek oraz kawy senseo to coś czego nam obu brakowało :) Na dodatek zakochałam się w świątecznej herbacie śliwkowo-cynamomono-waniliowo- śmietankowej(?) Teekanne Granny's Finest a jej zapach chodził za mną przez całe święta :P
Barszcz, śledzie, sałatki, polska wędlina i pierogi ruskie, które mama specjalnie dla mnie zrobiła smakowały jak nigdy!
A po jedzeniu spacer po mieście o zmroku również cieszył bardziej niż zwykle, szczególnie kiedy niebo pokryło się takimi oto barwami:
Uwielbiam swoje miasto o tej porze! Niczym Ulica Karl Johan z obrazu Edvarda Muncha :) O tej porze obie z przyjaciółką miałyśmy w zwyczaju, jak mawia mój tato, "szlifować" chodniki po mieście. Ech, te stare dobre czasy!
Och kochana,jaka zes we mnie wyzwolila tesknote do starych,dobrych czasow!!Nawet nie wiesz ze w tych bardzo dawnych czasach ja ze swoja kiedys najlepsiejsza kolezanka...."szlifowalysmy chodniki" jak Wy!!Z tym ze u mnie to moja mam tak mawiala:)
ReplyDeleteWspaniale Sweita mialas:)Pozdrawiam i zycze wszystkiego najlepszego w Nowym Roku:)
Barbaro, cieszę się że moj post wywował u Ciebie miłe wspomnienia. Może dzięki niemu niedługo odwiedzisz bliskich w Polsce :)
ReplyDeleteSporo mamy wspólnego, widzę :)
Piękne święta miałaś bo Polskie ;))) Pozdrawiam i zyczę szczesliwego Nowego Roku, u nas Nowy juz za godzinke ...
ReplyDeleteNie ma to jak w domu, bo tam jest najlepiej. Zapach ciasta, choinka i rodzina przywołują wspomnienia:)
ReplyDeleteJa bardzo chętnie wypróbowałabym Twoje popisowe ciasto:) czy w takim razie mogłabym prosić o przepis na maila: bialelilie@gmail.com ? Pozdrawiam
Seszen, juz posłałam przepis mailem ;-)
ReplyDelete