„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.”

Johann Wolfgang Goethe

Followers

Sunday, May 16, 2010

O wzgórzach Llangollen, Greasy spoon i antykwariacie w teatrze / About Llangollen hills, greasy spoon reastaurant and the 2nd hand bookshop

Wczoraj wybraliśmy się z T. na zakupy i przejażdzkę do Llangollen. Oczywiśnie nie obyło się bez sklepów z craftem :P Zanim jednak dojechaliśmy do Llangollen, zatrzymaliśmy się po drodze przy  kafejce Ponderos-ie położonej wysoko we wzgórzach żeby zrobić parę fotek.  Bardzo lubię to miejsce, jest co podziwiać. Góry i pagóry dookoła, morze trawy, wrzosowiska no i oczywiście stada z owcami i jagniętami bo teraz jest sezon na młode. Beczenie słychać z każdej strony.
(Kliknijcie na zdjęcia żeby dojrzeć szczegoły)

Yesterday we decided to spend Saturday shopping for some nice stuff (nice stuff = my craft stuff :D) in Llangollen :) Before we reached it, we stopped on the way to take some pictures :) "Hillscape" is what you can admire from the Ponderosa cafe and the Horse Shoe Pass 
The hills are very green at the moment and  there are lots of lambs around. All you can hear in the distance is baaaah! baaah! baaah!
I love the wilderness of those hills! And this is the real Wales, the proper Wales :) The sea of emerald green grass, moors (fabulous in autumn!), stones on slopes, wavy roads leading to nowhere...And sheep, sheep, sheep everywhere...
(click on the photos to see the details)



Ponderosa to dobrze znana turystom kafejka i sklep z pamiątkami położona na szczycie wzgórza. Jest również miejscem weekendowych spotkań motocyklistów. Podobno taka mają tradycję od lat, zjeżdżają się, pija kawę, rozmawiają i rozjeżdzają się.

Ponderosa is a well-known place (a motel with a cafe and a souvenir shop) and popular with bikers, who gather there in large quantities throughout the whole weekend. They meet up, chat, have a cup of coffee and ride away. T. says they have been doing it for years.


Kilka ujęć w skali makro:
A few macro pictures:

Dojrzewające jagody....
Ripening berries...
Samotny kamień...
Lonely stone...
Stokrotkowe trio, które ocalało przez zjedzeniem je przez owce
3 Daisies that managed to avoid being eaten by a sheep....

Krzaczaste rośliny...
Prickly and bushy plants..

Świat z perspektywy krasnala :)
and the world seen from a gnome perspective :)


I jeszcze kilka obrazków z przełeczy Horse Shoe Pass (horse shoe = podkowa końska):
A few more pictures from the road further down the Horse Shoe Pass:

Horse Shoe Pass to przełecz górska a konkretnie dosyć stroma droga dla samochodów na obrzeżu wzgórz, mająca kształt podkowy końskiej. Nie da się jej sfotografować w jednym kawałku, można ją jedynie zobaczyć z lotu ptaka, na mapie albo na tym panoramicznym filmiku. Normalnie na codzień jest tam dosyć wietrznie, potrafi być mglisto a w zimie jest ona często zamknięta dla bezpieczeństwa pojazdów z powodu obsuwającego się śniegu i lodu. Szybka jazda tą przełęczą to niezła adrenalina :) Naprawde robi wrażenie ;)
Wczoraj mieliśmy mała przygodę z owcą, która nagle wystraszyła sie i wbiegła niespodziewanie ze stromego wzgórza na drogę. Biedna wbiegła na nasz pas i w popłochu uciekała przed warkotem silnika. T. oczywiście zwolnił, żeby miała szansę zbiec z drogi na bok ale baliśmy się przez moment, że może jakiś nadjeżdżający z przeciwka samochod potraci biedne zwierzę. Na szczescie zwierzę zbiegło w szoku na bok drogi i dołączyło do innych pasących się owiec. A my odetchnęliśmy z ulgą.

Horse Shoe Pass is a wavy mountain pass offering you spectacular views and leading to Llangollen Valley. You can't photograph the Horse Shoe Pass in one piece, you can either see it from the air or on this sliding panoramic film - click. I was really impressed with those hills when my bf took me there for the first time. It's quite windy there and it can get foggy too. In winter this pass is often closed due to difficult weather conditions, snowfalls, ice and landslides. It's also quite scary to drive there too! Yesterday we had to "chase" a poor sheep on the road there which suddenly spooked and ran onto the road from a slopey hill. It was running right in front of our car scared by the car engine. We obviously slowed down to give it a chance to run onto a side of the road and we were afraid that it might be hit by an oncoming car. Luckily that frightened sheep quickly found its way on the edge of the road. We felt relieved.

Kiedy dotraliśmy już do Llangollen, od razu udaliśmy sie do baru okreslanego etykietką Greasy Spoon (=dosłownie znaczy: tłusta łyżka) Restauracje/bary tego typu do tanie jadłodajnie drugiej klasy, gdzie można zjeść niewielki posiłek na gorąco, napić się kawy czy herbaty. Wnetrza są zazwyczaj stare, dosyć obskurne, nieodnowione, brak konkretnego stylu, jedzenie nie jest rewelacyjne a określnie greasy spoon ma określać poziom higieny utrzymywany w takim barze :)
Ta w której byliśmy wyglądała właśnie tak:

When we finally reached Llangollen we made a beeline to a greasy spoon restaurant, where my bf likes to eat his burgers. Greasy spoon restaurant is a type of a 2nd class cheap food outlet, where you can eat a hot meal. The style of that place is old fashioned, archetypal, and a bit shabby. The phrase "greasy spoon" refers to a level of hygiene maintained in those places. These places are quite popular with locals. The one we went to looked like this:


Zauważcie styl wyposażenia wnętrz, a właściwie to jego brak. Wszystko jest od sasa, krzesła w różnym stylu, stoliki też się różnia, ściany nie powalają swoją świeżością....

Notice the style of the interior or actually the lack of it - each chair is different, and so are the tables ;) as if it was a collection of random pieces of furniture....

Wewnątrz siedziało paru lokalnych Walijczyków, niektórzy o lekko surowym, nieokrzesanym wyglądzie, inni bardziej eleganccy, oczywiście na talerzach paszteciki - typowy widok!

Inside there were some local Welsh people, some rugged, some not, eating their... pies :) typical sight!


Chociaż dobrze wiemy, że kawa i herbata w tej greasy spoon smakuja okropnie, to mimo to jednak wracamy do tego miejsca. Po co? Nie wiem!  Obie rozwodnione jak pomyje! A ostatnio to nawet jakieś "krokodylki" pływały mi w herbacie. Tym razem biorę owocową. Czarna z mlekiem! nieee, dziękuję!

We already know that the coffee there is bad! (Why the hell do we keep coming back there?! I don't know!) It's watered down and tastes awful! Tea is not better either! Last time I had to drink some tea with  some "floating seahorses" in it! ;)
This time I take only tea, fruit tea.... no milk for me please!

T. zamawia to.... Burger z frytami i fasolka w pomidorach, kolejna klasyka Brytyjskiej kuchni :)
My bf orders this.... Burger with chips and beans (how British!!!!)


T. zadowolony jest z tego co podano mu na talerzu. Uwielbia burgery, jak większość Brytyjczyków. To własnie one są powodem dla którego wracamy raz po raz do greasy spoon.
Potem wdrapujemy się na górę do antykwariatu z ksiązkami, znajdującego sie na pierwszym piętrze na tyłach budynku. Nietypowe miejsce. Klimatyczne na swój sposób. Kiedyś był tam teatr! Deski, drewniana podłoga i rama sceny do dziś tam pozostały. Teraz powierzchnię tego teatru zajmuja regały z ksiązkami. Warunki kurzowo-pająkowe, a ceny nieco odstraszają. Ale mimo to za każdym razem tam zaglądamy.

He is happy with what he gets :) He loves burgers from the greasy spoon :) And they must be THAT reason why we keep coming back there!
Then we are off to a second hand book shop upstairs. It's the secret of that greasy spoon place - an old wooden theatre chamber turned into a book store. Conditions there are appalling and so are the book prices but I somehow like going there. I love book stores!
I took some photos to show you this place. I even asked for the permission to take pictures. The two guys must have thought I had gone mad taking pictures of that shabby and dusty place!
But the book galore!!!!!


Między regałami naprawdę można się zgubić!
You can get lost between those shelves!


Zauwazcie tę drewniana ramę - pozostałości sceny teatralnej. To musiało wyglądać kiedyś wspaniale! Llangollen to miasto turystyki i kultury, kryje w sobie wiele takich ciekawych miejsc.

Notice the wooden frames of the stage at the back of that book store - the remnants of a theatre! (It must have looked splendid in those days!!! Culture-oriented Llangollen must have lots of secrets from the past like this!)


Niestety niektóre pokoje, w których stoją regały z ksiązkami sa w okropnym stanie. Tylko spójrzcie na ściany i sufit! Brr....

Some rooms in which the books are stored are so.... appalling! Just look at the celing and walls!

However this book store has got its special atmosphere and I like going there :) I always bring a book or two from there! 

Po greasy spoon, oczywiście ląduję w pobliskim Crafter's Cove - bardzo dobrze wyposażonym sklepie craftowym a po 30 min po drugiej stronie ulicy w małym sklepiku pewnego Walijczyka, pełnego różności - nitek, mulin, farb, materiałów, kartek, klejów, książek... Bardzo lubię to miejsce. Właściciel jest bardzo rozmowny i zawsze wychodzimy stamtad z tżtem po godzinie! Ma wspaniałego psa rasy border collie o nazwie Bryn.
Po Llangollen pojechaliśmy do sklepu z arykułami ogrodniczymi w Moreton. Jest tam sporo do oglądania, również wiele wspaniałości dla domu. Oczywiście kawa i ciacho na koniec dnia :) Mniam!!!
Co za dzien! Wrócilismy nieco zmęczeni ale szczęsliwi. A ja na pewno :P

After The Greasy Spoon I made my beeline to a lovely shop Crafter's Cove which I left after 30 minutes with a bag full of goodies (will show them off next time!) just to cross the street to get to another craft shop with haberdashery and needlework. Love that place too! It's a small shop run by a friendly chatty Welshman, where lots of useful crafty products are sold. Simply love buying there. We always end up chatting with the owner for an hour or so. He's got such a lovely black and white collie dog! This time I left that place with two bags full of patchwork fabric!!! 
After Llangollen we also drove to Moreton Garden Centre where we like to walk around, look at some home decor products, have a coffee and a piece of cake.  Yummy!
What a nice day it was! We came back a little tired but happy. Especially me! :P 



Wednesday, May 12, 2010

Jak nas widzą, tak nas... malują

Polski akcent w moim miejscu pracy - plakat, który od dawna wisi na ścianie w szkole :)


Jak nas widzą, tak nas ... malują ;)

Monday, May 10, 2010

Niech ktoś porwie mojego krasnala!!! - czyli historia pewnego ogrodowego skrzata / Somebody kidnap my leprechaun!!! - a story of a garden gnome

Wczorajsza niedziela upłynęła nam leniwie a mnie głównie na zabawie z aparatem i pstrykaniu macro-fotek, jakże popularnych na blogowych zakątkach :) Dziś pokażą Wam mój mały świat we fragmentach, w kawałkach, w pikselach, w skali macro, spokojny, powolny świat obracający sie wokół Hafan.

Na dzień dobry tulipany, rzecz jasna :) w pełni rozkwitnięte


i z szeroko rozdziawionymi "paszczami" :)


a te piekności rosną wzdłuż podjazdu:


Wokół Hafan nie mogło zabraknąć też słonecznej żółci...


oraz innych barw - czerwieni, różu, fioletu, bieli....


I jeszcze rzut okiem na skrzynkę, która codziennie "łapczywie połyka" nasza korespondencję...uwielbiam do niej zaglądać i wyciągać listy :) Listy do mnie :) Rzecz jasna.


Hafan we "własnej osobie"...


Gniazdko, gniazdkiem ale bez maszyny dziś nie da rady.... ;)


A na ścianie domu wisi niejeden taki lokator.... Dobranoc Panie Ślimaku! A może raczej ... dzień dobry? Eeee, chyba nikogo nie ma w domu ;)


W ogródku przed domem zaś zamieszkał gnom. Taki sobie mały gnom. Poznajcie Gilberta, naszego jedynego krasnala ogrodowego :P 


Tak naprawę to my sobie z T. trochę jaja robimy z tym krasnalem stawiając go w ogródku z przodu domu ;) T. stwierdził, że ten krasnal ogrodowy jest cheesy czyli tandetny i takie jest właśnie tu w UK mniemanie o krasnalach ogrodowych :P Ten "przybył" do nas od rodziców T., którzy wyeksmitowali go ze swojego ogrodu :D Powszechnie wiadomo również bowiem, że Niemcy (i Holendrzy również) słyną z lubowania się w takim ogrodowym towarze czyli gnomy, grzybki, ptaszki, sarenki i inna leśno-bajkowa tandeta do ozdoby domu i ogrodu. Dziś ogrodowe krasnale stały sie powszechnym uosobieniem kiczu i braku gustu.I są przedmiotem śmiechu. Z resztą swego czasu jak pracowałam w Holandii miałam okazję po drodze do pracy mijać pewien dom, przy którym w ogródku stało chyba z dwieście różnego wzrostu ogrodowych krasnali!!! Jeden obok drugiego! Jak wojsko. Zawsze uśmiechałam się na ich widok. Żałuję, że nigdy nie zrobiłam zdjęcia tym krasnalom.
Ale czy słyszeliście historię pewnego ogrodowego krasnala z UK, który został anonimowo porwany z ogrodu pewnej Brytyjki i wrócił do niej szczęsliwie po 7 m-cach podróżowania po świecie? Obok krasnala postawionego ładnie z powrotem w ogrodzie był jeszcze album z fotkami przedstawiającymi owego gnoma na tle róznych światowych miejsc. Pani musiała się nieźle zdziwić. Nie wierzycie? Zajrzyjcie TU! A TU i TU artykuł o tym samym krasnalu ale po ang :D Dziś ludzie praktykują ten rodzaj żartu na całym świecie a organizacja Front Wyzwolenia Krasnali (Garden Gnome Liberation Front) podpisuje się po tym pomysłem. 
No to teraz już wiecie dlaczego mamy tego gnoma w ogrodzie :P ;) 

No niechże ktoś porwie naszego krasnala!!! :P

Sunday, May 9, 2010

Jak Titania parzy herbatę z rana... How morning tea should be brewed...

Ano tak własnie ją parzę ... :D



Ten filmik to jeden z moich ulubionych spot-ów reklamowych herbaty PG Tips z Johnnym Vegas (aka Al) i Monkey.

ps. uwielbiam jak Al otwiera tą szafkę z herbatami :D (Widok jakże mi znajomy :P he he he) i  jak wywija  tą małpką :D w takt muzyki do Stripper-a

Aaaaah! Oh joy! ;-)

Saturday, May 8, 2010

Dziesiąte foto / 10th photo

Szybciutko odpowiadam na zabawę i wyzwanie jakie postawiła mi Anya Es Art : odszukać najstarsze zdjęcie w komputerze, odliczyć do 10,  pokazać je na blogu i opisać:) a oto na kogo padło, he he he, moja kocica z Polski, zdjęcie z 2007 roku jeszcze z czasów kiedy mieszkałam w Polsce. Jak widać moja Kicia jest bardzo pudełkowa. Wciśnie się w każde nawet najmniejsze pudełko :) Jest bardzo charakterrrrna ale brakuje mi jej tutaj w UK :(

Do zabawy w 10-te foto wywołuję następujące 5 osób :P
Bo, PagatęGlinkę, Noami i Damurka :) Se, se, se...

Tuesday, May 4, 2010

Przystankowe Rozmowy Nie-kontrolowane

Miejsce: Plas Madoc, przystanek autobusowy, godz 15.20. Jest ciepło. Świeci słońce.W pobliżu nie ma nikogo.
Stoję sobie samotnie na przystanku i czekam na autobus do W. Po chwili na przystanku zjawia się jakiś facet w średnim wieku. Taki szary ktoś. W sumie nie zwracam na niego uwagi. Typowy chavvy look z "bezrobotno-zasiłkowego" społeczeństwa Plas Madoc czyli podkoszulek, dresy i adidasy. Raczej niedbały, Na rękach, szyi i karku tatuaże:100% Welsh (= 100% walijczyk), napis "Wales", jakiś czerwony diabeł i jeszcze coś... nie pamiętam. "Patriotyzm" i walijskość bije od niego z każdego strony. Facet zaczyna rozmowę (Brytyjczycy bardzo łatwo nawiązują rozmowy z nieznajomymi):
-What time is the bus?
-Half past. something around that. Should be here any minute... odpowiadam
Facet sprawdza wyblakły rozkład jazdy na słupie.
(w miedzyczasie nadjeżdza autobus ale w przeciwnym kierunku)
-Is this one going to Wrexham? 
-Erm... no, ...wait, let's see... odpowiadam, Where are you getting to?
-Johnstown. odpowiada facet.
-This one is going to Oswestry, and you need the one I'm taking, wyjaśniam , It will be coming from this direction....pokazję palcem w kierunku w którym pojawi się autobus
Po chwili facet zmienia temat:
-What nationality are you?
-Why? - pytam
-Your accent....
-Erm... what about it?
-Are you Polish?
-Yes. I am.
-it's.... facet próbuje sprecyzowac o co mu chodzi...a chodzi mu o akcent charakterystyczny dla ludzi z Europy Wschodniej rozpoznawalny miedzy innymi u Polaków. 
-yeah, still recognisable, innit?- stwierdzam
-it sounds Polish but with a strong English accent.
-thats because I'm a teacher of English myself, wyjasniam. I studied it in Poland.
-oh, right....there is a big community of Polish people in Wrexham. in town some Polish people are trying to speak English to me but they dont speak much, not very good..... narzeka gość
-well, yeah, i know, everybody's different, you know..., odpowiadam, some do speak very poor English.  Shame, isnt it? Nie zamierzam tłumaczyć rodaków z ich lenistwa do nauki języków :P
no i potem zaczyna się wymiana informacji miedzykulturowych (uwielbiam to!):
- How long have u been here? Is it better here? What is the weather like in Poland? Do you have towns and centres like these here?  
Odpowiadam cierpliwie na pytania i oświecam gościa, że w Polsce żyjemy i funkcjonujemy normalnie jak każdy inny naród, żeby nie myślał sobie, że u nas to tylko lasy, wsie i chaty zabite dechą... Niestety ten stereotyp o zaściankowej Polsce wciąż funkcjonuje w zachodniej Europie i sytuacje takie jak ta właśnie to ilustrują... wyczuc to można w pytaniach, w podejsciu, w rozumieniu kultury polskiej...
Chavvy gość okazuje się być całkiem miłym rozmówcą z całkiem dobrymi manierami co u chav-ów nie jest częste. Przepuszcza mnie w drzwiach autobusu, jakiejś pani pomaga wyjechać z wózkiem i sam zerwał się z siedzienia i zaoferował drobne pieniądze dziewczynie, której zbrakło na bilet. Pracuję właśnie w środowisku w kórym mam kontakt z ludzmi o tym statusie socjalnym i obracam się w wśrod nich na codzień i zazwyczaj nie mam ochoty na rozmowy z brytyjskimi chav-ami ale ten pan zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Jeszcze jeden przykład, że można kogoś pochopnie osądzić wg wyglądu i zaszufladkować jako "tego, z którym nie chcę mieć do czynienia".... Zaskakujące jes to, że Chavs mają to co czesto brakuje nam Polakom - serdeczność, otwartość i łatwość nawiązywania kontaktów. Nie wywyższają się i nie zadzierają nosa. Nie krytykują. Ot, prości ludzie o niższym statusie społecznym. Często są obiektem krytyki i żartów wyższych klas społecznych.

Dla tych osob, które nie obracają się na codzień w kulturze brytyjskiej i nie znają jej od środka, powinnam wyjasnić kontekst społeczno-kulturowy. Chav to osoba, zazwyczaj nastoletnia, ale nie tylko, ubrana w charakterystyczny sposób - dresy, buty sportowe, bluzy, luźne, nierzadko niedbałe piżamowe spodnie, z duża ilością tandetnej biżuterii w kolorze złota lub w barwach rzucających się w oko. Dziewczyny często mają drastycznie ufarbowane włosy, nadmiar tandetnego makijażu, włosy często związane w ciasny kucyk, dresy piżamowe w białych lub różowych kolorach, często noszą za małe przyciasne ubrania, bywaja otyłe, zachodzą w niechciane wczesne ciąże i są często widziane ze spacerówkami. Chavs pochodzą z klasy roboczej, są często bezrobotni, bez wykształcenia i ambicji, niechętnie podejmuja pracę żyjąc całe życie na zasiłkach i w domach socjalnych. Egzystują na biednych osiedlach, i w ciasnych obskurnych blokach. Młodzież  często przesiaduje znudzona na przystankach, rogach ulic, pałęta sie po osiedlach. Używki, głośny styl bycia i brak kultury osobistej równiez nie są im nie obce. Jednym słowem tzw Little Britain people. Kto ogląda ten serial komediowy bedzie wiedział co mam na myśli. A oto przykłady chavów

dziewczyny:
chłopaki:
 i razem w grupie:

A Wam jak podoba się to zjawisko kulturowe?

Monday, May 3, 2010

Patriotyzm żywnościowy :)

Uprawiam patriotyzm żywnościowy :)
I cultivate food patriotism :)

A Ty?
And what about you?

Friday, April 30, 2010

Co dziś na obiad kochanie? / What's for dinner tonight darling?


-Co dziś na obiad kochanie? - pyta przez telefon oddalony o dziesiątki mil wracający z pracy jeszcze nie-mąż...
-Curry. - odpowiada jeszcze nie-żona.....

Postanowiłam dziś uraczyć siebie i T. indyjską potrawą curry. Ach, mówię Wam, naszła mnie dziś ogromna ochota na przyprawowe danie ze wschodu :) W roli głównej curry - danie kurczak tikka masala :)

Kiedyś nie lubiłam curry, a teraz wprost je uwielbiam. Gorace, przyprawowe, rozgrzewające, przywodzące na myśl zapach Indii... Zasmakowałam w przyprawowości tych indyjskich dań :) Pamiętam jak zaraz po przyjeździe do UK, razem z T. ugotowaliśmy nasze pierwsze curry. Zjadłam ale nie zachwyciło mnie. Potem nastąpiły inne curry z take away-ów i moja ewolucja smakowa zaczęła sie rozwijać w tym kierunku... Kurczak Tandoori, Kurczak Biryani, Kurczak Madras, Rogan Josh, racuchy z cebuli - onion bahji, poppadom-y i chlebki naan... Dziś mam odmienne upodobanie smakowe w tym kierunku. W ogóle, mieszkając jeszcze w Polsce, nawet jako student anglistyki miałam mgliste pojęcie o curry. Wiedziałam, że jest to danie z ryżem, coś żółtego i pikantnego. I tyle. Nie wiele, prawda? Dziś już wiem, że nazwa curry to ogólna nazwa, jaką używają Brytyjczycy, na określenie dań z kuchni indyjskiej. A odmian curry jest podobno tysiące...
Ja wykorzystałam ten oto sos Tikka Masala z Patak-u 


do spółki z ryżem Basmati, piersią z kurczaka, pomidorami, jajkiem na twardo i cebulą. Pokrojone w "kostkę" pomidory, cebula oraz pokruszone jajo na twardo to dodatek jaki preferuje mama T. a ja chętnie tę tradycje podtrzymuję :) Curry najlepsze jest w zimie, rozgrzewa i syci do pełna, ale równie dobrze smakuje na dworze w ogrodzie, w gronie rodzinnym... Chłodne pomidory i/lub ogórki idealnie się komponują z ostrością curry. Jajo dodaje smaku i różnorodności. U mnie zbrakło jednak poppadoms-ów - to takie smażone przez kilka sekund na gorącym oleju słone w smaku prażynki, uzywane do dań curry jako chrupiąca przekąska.
Brytyjczycy uwielbiają curry. A jakże! Restauracje indyjskie i take-away-e (bary z żywnośćią na wynos) na brak klientów nie narzekają. Również spora część moich kolegów i koleżanek z pracy przynosi swoje ulubione curry do pracy, a dzieci brytyjskie mają też curry w jadłospisie stołówkowym. Uwielbia je też moj T. jego rodzina... i ja :) Kto  zawita do UK, choćby na chwilę, powinien chociaż raz w życiu spróbować prawdziwego indyjskiego curry :) Wybór jest naprawę duży. Można też samemu pokombinowac z gotowaniem bo produktów z kuchni całego świata w sklepach UK nie brakuje. Jest w czym zasmakować. Naprawdę polecam. Kto lubi przyprawy, zakocha się w curry :) Być może następnym razem w supermarkecie przystaniecie wśród półek i sięgnięcie po słoik z pomarańczowym sosem made in India... :)

India, Incredible India! :)

 ps.ciekawostka na koniec,uważa się powszechnie, że Tikka masala to jedyne curry wynalezione w UK  będące improwizacją kucharska na życzenie klienta...

edit: dorzucam fotki z Khazany, jednej z restauracji indyjskich, do ktorych jeździmy z T. znalazłam je w dziś w moim telefonie komórkowym. uratowały się przed delete-m :D
na szybach w Khazanie są fajnie grawerowane piękne indyjskie motywy, świetnie wyglądają podświetlone od dołu :)