Ależ miałam tydzień! Szalony, gorący, zwariowany, zabiegany i na koniec trochę smutny ale zakonczony happy end-em :) Pogoda u nas w UK jest prawdziwym babim latem, a niekiedy ma sie wrażenie, że jest cieplej niż było na wakacjach! Oby trwała jak najdłużej!
Czas leci tak szybko, na łeb, na szyję, że ani sie obejrzałam a tu już kolejny koniec tygodnia. Przepraszam tych którzy zaglądali tu tydzień temu w poszukiwaniu Twórczego Weekendu i go nie znalezli. Nie wyrobiłam się. Po prostu i odpuściłam sobie. Jeśli macie prace do pokazania z zeszłego tygodnia, to chętnie je powitam w galerii :) Obiecuje też nadrobić zaległości blogowe. Musze udać się w wycieczką po Waszych blogach aby zobaczyć co takiego twórczego stworzyliście przez ten i poprzedni tydzień.
W czwartek wybrałam sie do paru sklepów w mieście. Było słonecznie, gorąco a ja nabrałam ochoty na spacer po deptaku i na małe zakupy. Odwiedziłam swoją ulubioną księgarnie WHSmith, następnie polski sklepik spożywczy a na końcu sklepik craftowy Jotter gdzie zakupiłam duże pudło w grochy, które tak doszczętnie pochłonęło moją uwagę, że nie zauważyłam czegoś innego. A w drodze do domu... panika. Nie mam na ręku swojej ulubionej bransoletki!!! Stało się to czego sie zawsze obawiałam - że bransoletka rozepnie się niespodziewanie a ja niczego nie zauważę i bedzie po wszystkim. Było za późno na wracanie się. Przepadło! Umarł w butach! Zapięcie bransoletki nigdy nie było 100% wiarygodnym (2 x rozpieła mi się samoistnie), niemniej nigdy nie mogłam oprzeć się niezałożeniu jej na rękę. Chłodne szklane koraliki tak fajnie grzechotały na ręce :( Jak łatwo przewidzieć, do domu wróciłam w FATALNYM humorze, totalnie niepocieszona. Nie mogłam odżałować straty i całe wydarzenie zupełnie wybiło mnie z rytmu. Bransoletka miała koraliki ala Pandora (żadne tam bóg wie jak drogie oryginały) w różnych niepowtarzalnych niebieskich odcieniach i należała do moich ulubionych wiec tym trudniej było mi się pogodzić ze stratą. Wiedziałam, ze nigdy nie uda mi sie odtworzyć tej samej kolekcji niebieskich koralików a wszelkie murano beads bedą mi tylko przypominać o stracie. Nie mogłam znieść myśli, że bransoletkę znajdzie gdzies na ulicy jakiś chłopak i da swojej dziewczynie albo, że podniesie ją jakas przypadkowo przechodząca kobieta i ucieszy się z tego niespodziewanego znaleziska. Dziwne, jak bardzo przywiązujemy sie do niektórych materialnych rzeczy, czasami nie mają one wielkiej wartości same w sobie ale lubimy ja za coś.... I tak właśnie jest w moim przypadku. Ja poprostu uwielbiam posiadać tzn pretty little things i kropka! Przywiazuję się do nich okrutnie, szanuję je i każda strata jest dla mnie bolesna. Na nic pomogło psychologiczne tłumaczenie sobie (zawsze tak robię) że to nie koniec świata, że świat się z tego powodu nie zawali ani nie zatrzyma, że w życiu bywają większe kłopoty niż strata jakiejś bransoletki. Na drugi dzien biłam się z myślami czy wrócić w te same miejsca i próbować popytać w sklepach i szukać na ulicy. Ale jakie są szanse znalezienia połyskliwych koralików na deptaku gdzie na codzien przewijają się tysiące ludzi??? Już miałam pogodzić się ze stratą i dać sobie spokój z szukaniem ale jakaś dziwna myśl (przeczucie?) kołatało mi sie po głowie aby wrócić do tych sklepów i spróbować sie dowiedzieć czy może ktoś gdzieś.... Pierwszy był Jotter i to był strzał w 10!!!! Dwóch wysokich jak dęby panów sprzedających w papierniczym popatrzyło na mnie z góry jak zapytałam, czy może ktoś nie zgłosił znalezienia bransoletki z niebieskim koralikami. Jeden z panów schylił się ku ladzie i wyjął spod niej moją ukochaną bransoletkę!!!! No żesz! Oczy miałam jak spodki! Nie mogłam uwierzyć! W ręce sprzedawcy zobaczyłam moje ukochane szklane niebieskości!!! Drugi pan, ten który obsługiwał mnie dzień wcześniej, dodał, że bransoletkę znaleziono między półkami, gdzie spacerowałam obładowana jak wielbład swoimi zakupami. Tak wiec co zgubione zatoczyło małe koło i wróciło do mnie. Pięknie jak tylko umiałam podziękowałam panom i wyszłam ze sklepu przeszczęśliwa albowiem radość, ze znalezienia czegoś co się ceni jest conajmniej podwójna. Byłam też pod wrażeniem, że są jeszcze uczciwi ludzie na tym świecie a przecież tak łatwo jest schylić sie po coś i włożyć do swojej kieszeni. Świat nabrał spowrotem kolorów. Niebieskich kolorów :) Rzecz jasna!
Dziś z perspektywy czasu, im więcej o tym myślę, tym bardziej przekonuję się do tego, że to co dobre wychodzi od człowieka to potem do niego wraca. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie czy nie, ale w przeciągu ostatnich 3-4 miesięcy to ja byłam osobą, która znalazła coś zagubionego. W pierwszym przypadku był to telefon komórkowy, który ktoś zostawił miedzy siedzieniami w autobusie. Od razu zgłosiłam to i oddałam go kierowcy mając nadzieje, ze wróci do zmartwionego właściciela. Kierowcy mają za zadanie zatroszczyć się o zagubiony przedmiot na czas swojej jazdy. W drugim przypadku spostrzegłam, że ktoś zostawił na tyłach autobusu torbę, coś na kształt laptopa, a ponieważ był to przystanek końcowy i zaraz miała wsiąść do autobusu kolejna tura pasażerów, szybko dałam znać kierowcy, że ktos na tyłach pozostawił torbę i kierowca zaraz się nią zajął. Dodam jeszcze to, że naklejki i oznaczenia w autobusach Arrivy proszą o zgłaszanie kierowcy autobusu pozostawionych bagaży. Poza tym takie wydarzenie to lekcja na całe życie aby doceniać i nie ignorować pewnych sygnałów. Ech, człowiek się uczy przez całe życie...A wy? Mieliście jakieś przeżycia ze stratą czegoś co nie mogliście odżałować?
Koniec tych "dramatycznych" opowieści :P Teraz chwalę sie czymś twórczym :) W tym tygodniu niewiele jednak bo większość czasu to wykończeniówka haftowych projektów, które nadal nie są jeszcze gotowe. Pierwsze to moje nowe eksperymentalne ciasteczka w kratkę:
oraz moje pudło na przechowywanie tkaninek do szycia. Pudło oczywiście czerwone w białe grochy bo ostatnio dopadł mnie na serio ten grochowy wirus :) Wypatrzyłam je z daleka jak stało na wystawie i dotąd kręciłam sie obok sklepu aż pudło dostało się w moje łapki :) Wzięłam ostatnie.
W ramach kolekcjonowania świątecznej dekoracji ala Scandinavia, tżcik fundnął mi te te dwa cudne domki, bedące latarenkami. Zakochałam się w nich momentalnie!!! Będą cudnym dodatkiem do moich biało-czerwonych świątecznych haftów.
Zasady Twórczego Weekendu takie same jak zawsze, przypominam tylko 3 główne:
1. ogłaszamy zabawę w swojej notce weekendowej
2. linkujemy url notki w której chcemy pochwalić się twórczymi pracami
3. odwiedzamy inne blogi w galerii i zostawiamy kometarze dla autorów prac.
pozostałe zasady zabawy tutaj: KLIK.
Linkowanie do wtorku do północy. Zapraszam!!!