„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.”

Johann Wolfgang Goethe

Followers

Sunday, July 11, 2010

Premiera / Premiere :)

Wiem. odwaliło mi ;) Nie ma już dla mnie ratunku :P Mieszkam na Swojej Planecie, na świat patrze przez Szkiełko Witrażowe, jem Rybę z Frytkami, podróżuję w 80 szpulek dookoła świata, używam jakiś  dziwnych Słów a teraz również doodluję sobie cichutko w innym blogowym kąciku. Wpadnij, zostaw ślad :) Serdecznie Zapraszam :)


I know, I know. I'm nuts.I can't be helped :P I live on my own Planet, I see the world thru the Vitrail Glass, I eat Fish-n-Chips, I travel around the world in 80 spools, I speak Words, Words, Words and now I also Doodle. Drop in on my new blog and share some love ;) Everybody welcome :)


ps. no i wygrali! Viva Espania!!! Ośmiorniczka z Oberhausen miała rację! :D właśnie oglądam wręcznie pucharów. Te trąbiące Vuvuzelas mało co nie rozsadza mi głowy :) Niedziela pomału skłania się ku końcowi. Co za miłe zakończenie dnia :)

ps. So they have won! Viva Espania! And well-done to the Oberhausen Oracle ;)  I've just been watching the last minutes of the match and the Cup take-over. Those vuvuzelas have almost blown my head off! Time to call it a day. Off to bed. *Nite, nite*

Friday, July 9, 2010

Dobrze jest. Już weekend, achhhhhh! :))))

Mamy już weekend :) Jupiii! La-la-la!!! Jakże sie cieszę ogromnie :D Właśnie wróciliśmy z tżtem do domu. Najpierw odebrał mnie z pracy samochodem, kochany misiek ;P (chyba nie ma nic nudniejszego jak spędzanie czasu na dworcu w oczekiwaniu na autobus właśnie w piątkowe popłudnie) potem pojechaliśmy do Chester po kombinezon roboczy dla T. i wpadliśmy też do naszej ulubionej restauracji F&B :D Tak więc Irish Coffee, American Blue Pizza (so much for the diet) i siuuuup do domu! A teraz sesja czytelnicza na kanapie z filiżanką miętowej :D  Ostatnio naleciało mnie na czytanie więc z wielką przyjemnością z powrotem biorę książkę do ręki. A tyle ich czeka na półce!!! Dawno już nie czytałam i tęskniłam za tym. Za takim spokojnym, zrelaksowanym czytaniem przy lampce i herbacie :P Najlepiej czyta mi się w domu, w łóżku, w ciszy, wieczorem, w samotności ... 
W ogóle to ja uwielbiam piątkowe popłudnia :) i świadomość, że cały weekend przed nami, że nie trzeba się zrywać na drugi dzień i długie bezstresowe spanie ...i śmierć budzikom. Po powrocie z głośnej szkoły cisza  domowa jest dla mnie objawieniem :) Oczywiście wyłączając z tego ruch uliczny za oknem i głośny tv z dołu u dziadków. I może dlatego potrafię nie włączać tv przez cały tydzień. Po 5 dniach szkolnych nie odczuwam potrzeby aby ktoś (czytaj: telewizor) coś jeszcze do mnie mówił ;-)Wybieram za to internet :P
Odliczam już bowiem dni do wakacji, które nastapią dokładnie za tydzień!!! Rozpoczęło się u mnie Wielkie Odliczanie! 7 dni a konkretnie to 5 get ups, jak mówia moje koleżanki z pracy :) Damy radę.
Miłego weekendu wszystkim! :)

Thursday, July 8, 2010

Uwaga, znowu wrzucam :P

Ostrzegam! Kolejny wrzut uzbieranych zakupów :) Nie tak dawno poszłam do Works-a i niechcący zostawiłam tam 40 funtów :-O bo tyle rzeczy mi się spodobało. The Works to taki dyskont jak Biedronka :) tyle że książkowy, który wyprzedaje książki po znacznie niższych cenach niż np luksusowa księgarnia Waterstone's. Często są to książki będące końcem linii produkcyjnej, wycofywane z rynku i wtedy warto łapać takie ksiązkowe okazje. Nie raz udało mi się tam wyłowić coś fajnego. W The Works mają też troche taniego craft-u :D więc warto zaglądać co jakiś czas.
Najpierw przybory :)
Pasiakowy notesiorek, taki trochę folkowy, tak jak lubię :) 


metaliczne koperty, które w sumie rzadko się spotyka w zwykłych sklepach :P oraz Berolowe mazaki do szkła


2 teczki w energizujące słoneczniki :) cute, aren't they? :P


różowy klej, Just 4 Girls :)  he he he.


bazy kartkowe z aperturami, idealne do karteczek z haftem :)


paseczki do quillingu...


koralikowe pomponiki do zakładek i wstążeczki w kropeczki (te kropeczki tak bardzo mi się spodobały iże aż wzięłam dwa opakowania)


Satyna i metalowe kwiatki samoprzylepne, tutaj w kształcie różyczek

naklejki świąteczne :)


Nie mogłam też pominąc książek za grosze i ze sklepu wyszłam z oto takimi woluminami (specjalnie dla Was nie zdjęłam cen :P) 
Dwie ksiązki craftowe...

Jedna ogrodnicza, o moich falkach :D


oraz moja ulubiona literatura związana z zainteresowaniami - książki o władcach i kulturze Brytanii, Tudorach i jedna językowa :) Oj będzie co czytać na wakacje :D


i na koniec skusiłam się na gazetki z takimi oto sympatycznymi stempelkami :P


Skoro już jesteśmy w temacie książkowym to oto właśnie wczoraj skończyłam czytać taką jedną książkę, która de facto potrafi wstrząsnąć sumieniem i może wpłynąć na nastawienie do życia. Jest to ksiązka z "tych religijnych", których co prawda zazwyczaj nie czytam (a przynajmniej do nich jeszcze nie dojrzałam) ale na prośbę mamy, która mi tę ksiązkę wcisnęła przez odlotem do UK, przeczytałam ją. Książka ta, może akurat ją znacie, jest świadectwem lekarza stomatologa Marii Polo, która została trafiona przez piorun, porażona i zwęglona od energii pioruna, nie umarła od razu ale zapadła w stan śpiączki podczas której Bóg dopuścił ją aby weszła w zaświaty, obejrzała swoją Księgę Życia a potem cudem uratowana od eutanazji, przez siostrę, wróciła do świata żywych aby dawać ludziom świadectwo na istnienie Boga, nieba i piekła. Przeczytajcie, jak chcecie. Kto jest zatwardziałym ateistą, to książka może go nie nawróci ale może zmusić do refleksji, i zastanowienia ale na pewno wzruszy głęboko wierzących i wahających się. Więcej o Glorii Polo możecie znaleźć też w necie.

A dziś zaczełam kolejną, nową -"The end of overeating" czyli "koniec z przejadaniem się"... rzekomo rewolucyjna książka która ma pomóc w poskromieniu naszego apetytu i która podobno zmieni nasz sposób odżywania się. Nie śmiejcie się, w UK jedzenie jest tragicznie tuczące i przerażająco sztuczne. Człowiek musi wiedziec co wkłada do ust. Postawiłam na samoświadomość.



Zobaczymy :) Wobec tego spodziewam się po niej paru żywieniownych rewelacji. Narazie wstęp zaczął się ciekawie :P So far, so good, jak mawiają Anglicy. Ksiązkę zamówił z Amazon jakiś czas temu mój tż i zaczął czytać... ale cos nie doczytał do końca :)  A teraz ja przejęłam pałeczkę. Jak odkryję Amerykę, to się z Wami podzielę uwagami :D

Tuesday, July 6, 2010

Usborne books

Miałam niedawno dostawę książek do domu :) Z amazon.co.uk. I dziś właśnie chciałam polecić Wam taką jedną rewelacyjną serię książek z projektami artystycznymi - Usborne Books, bo tak nazywa się wydawnictwo, na prawdę jest warte polecenia, szczególnie dla mam, które chcą aby ich dziecko rozwijało się twórczo i artystycznie a które same szukają pomysłów i jednocześnie też chcą się czegoś nauczyć co mozna wykorzystać do card making-u czy scrapbooking-u. Ksiązki Usborne sa dosłownie napakowane różnymi fantastycznymi projektami i przy pomocy podstawowych artykułów plastycznych można stworzyć na prawdę fajne rzeczy. Sama już sobie ostrzę pazurki na te projekty :D zamierzam wykorzystać je w moim szkolnym Art Clubie w przyszłym roku szkolnym oraz sama będe chciała wypróbować parę technik malowania i rysowania na wakacje.  Ksiązki Usborne podobno są również dostepne w Polsce i w polskiej wersji językowej. Na amazon mozna odszukac te ksiązki i klikająć na opcję Look inside, przeglądnąc ich zawartość.
A oto moja dotychczasowa kolekcja  Usborne Books :D Mam już ich trochę ale chcę więcej!!! :P
najpierw 3 w małym formacie:


z projektami na święta bożego narodzenia:


oraz z projektami ogólnymi zawierające opisy różnych technik malowania i rysowania (akwarele, pastele, tusze, atramenty, szkice, fabry akrylowe itp) 


oraz jedna robótkowa :)


Nie wiem jak Wy, ale ja je uwielbiam :D i.... Polecam!

Sunday, July 4, 2010

Przepływ towaru

Życie na emigracji to również ten etap w życiu w którym wysyła sie wiele paczek i korzysta intensywnie z usług pocztowych. A ja i moja rodzina b. dbamy o ten ciągły przepływ towaru ;D Najwiecej z nich płynie w UK do domu. Ale i dom nie pozostaje dłużny :) obie z mamą mamy świra na punkcie kaw i herbat :) mama (i ja również) jest miłośniczką Twinningsa i innych marek herbacianych niespotykanych w Polsce, ja zaś tęsknię za Liptonami. Tak więc herbaty krążą na trasie PL-UK :D W piatek na schodach, ku mojej niezmiernej uciesze, znalazłam kolejną paczkę z Polski. Tym razem od rodziny. Przybyły do mnie moje ulubione Liptonowe herbatki cytrusowe, których tu mi baaardzo brakuje i nie moża ich kupić w sklepach, bo nie ma tu zwyczaju picia herbaty z cytryną, tylko z mlekiem :(  Ja jednak twardo podtrzymuję w domu tradycję z Polski. Nawet tżta nauczyłam robić mi herbatę po polsku :)
Niektóre pudełka, jak widac, zmasakrowały się w transporcie :( od razu wiadomo, jak traktuje się towar na poczcie :-/


i moja smakowa faworytka - śliwkowo-śmietankowa z cynamonem z Teekanne :D jej smak i zapach przypomina mi dom, rodzinę i Boże Narodzenie. Polecam koneserom :P 


ale najbardziej ze wszystkiego czekałam na to:


...moje zamówione przez moją mamę soczewki, z nowymi parametrami, niecałe 2 tygodnie niewygody okularowej i czekania na dostawę i po sprawie, pffff, załatwione!!!  :D A w UK do dnia dziesiejszego nie mam jeszcze tej przekletej oficjalnie wystawionej recepty na soczewki. Poza tym różnica cenowa jest ogromna. Za cenę jednej pary soczewek miesięcznych (!!!) w UK można mieć 1 pudełko z 2 parami soczewek 3-miesiecznych i spokój na 6 miesięcy! Nie mam mowy abym zaopatrywała się w brytyjskie soczewki. Przebitka jest zbyt duża.

ps1. woohoo! nareszcie mamy nową kabinę prysznicową! no more leaks!
ps2. nowe update-y na sąsiednich blogach, zapraszam!

Friday, July 2, 2010

Ma desktop wallpaper :)

Zobaczcie jaką mam tapetkę na pulpicie laptopa :D - Najnowszy desktop wallpaper od Simon's Cat!!! Optymistycznie, czerwono i bardzo kotowo!  Mrauuu!

O! TUTAJ znajdziecie tą tapetkę :D Ściągać sobie kocura kto ma ochotę!!!

A teraz trochę z innej beczki - jakby się ktoś zastanawiał co ja robię na kompie i w necie o tej porze to już wyjaśniam :P ja się dziś "byczę" i do pracy nie poszłam :P Jest to tzw mój day in lieu czyli dzień wolny w ramach rekompensaty. "Byczyć" się tak do końca to nie będziemy bo nową kabinę prysznicową będziemy dziś wstawiać więc pomagam T. Mimo wszystko jednak przedłużony weekend :)

Wednesday, June 30, 2010

Turkusowo mi!

Wczoraj po powrocie z pracy zastałam na schodach wielką paczkę w niej tajemniczo zawinięte przedmioty. Warstwa ochronna była tak szczelna, że chyba ze 30 min walczyłam z taśmą i bąbelkami. Tak opakowane przedmioty przetrwałyby zapewne nie jeden wybuch nuklearny :P hi hi hi Przesyłka okazała się być niespodzianką od znajomej dekupażystki z wizażu - Ewy. A oto co przyleciało do mnie zza morza :) piękny turkusowy komplecik - wieszak, skrzyneczka, jajo z podstawką (moja pierwsza pisanka nie wykonana przeze mnie, która pochodzi z rodzinnego kraju, niewtajemniczonym wyjaśnie, że cierpię tutaj w uk na niedostatek pięknych polskich wielkanocnych pisanek) i zakulone serducho. Wszystko mnie zachwyciło i Ewie, która odwiedza moje strony pięknie i oficjalnie dziękuję!!! :D :-* Turkusowo mi!

Monday, June 28, 2010

Smutna Historia Pewnej Pani

Koleżanka z pracy opowiedziała mi dzisiaj historię pewnej 60 letniej pani z jej rodziny, która właśnie cierpi na raka z przerzutami i po przywiezieniu do szpitala z krwotokiem zapadła już w stan śpiączki. Jej dni a może godziny są już policzone. Kto wie, może teraz kiedy piszę tę notkę ta kobieta już nie żyje. Jej rodzina szykuje się już na pożegnanie. Ciężki czas. Straszny czas. Bezsilność, łzy, rozpacz, ból, stracone nadzieje...
Tak mi ta historia utkwiła w głowie, że nie mogę przestać o niej myśleć. Wracałam do domu autobusem i tak sobie myślałam o tym wszystkim, że w obliczu takiej śmiertelnej choroby jak ta, wszystkie inne rzeczy jakie nas otaczają stają sie zupełnie bezwartościowe. Coś miało dla nas ogromną wartość, wydawało sie być skarbem, nagle staje się dosłownie zerem. Przestaje się liczyć. Materia bez wartości. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Marność nad marnościami... Wtedy liczy się tylko zdrowie, bliscy, każda jedna minuta, każdy jeden oddech, każde jedno uderzenie serca, każde jedno wypowiedziane słowo... i rachunek z życia.

* * * * * * * * * * * *

Boję się. Normalnie boję się. Boję się, że takie coś mnie kiedyś spotka. Boję się, że to spotka kogoś z mojej rodziny. Że przyniesie ból, cierpienie, niepokój. Że dotychczasowy spokój umysłu zostanie na zawsze zmącony. Że nic nie bedzie już takie samo jak wcześniej. Że trzeba będzie się pogodzić i zaakceptowac. Że takie życie. No bo tak na prawdę nikt nie może być na 100% pewny, że nie dopadnie go taki czy inny nowotwór. Jest medycyna, są terapie, operacje, lekarze, wyścig z czasem ale rak nadal wygrywa i zbiera żniwo.

* * * * * * * * * * * *

Mój nastrój pogłebił się jeszcze bardziej kiedy stojąc dziś już u drzwi mojego domu i przekręcając klucz w zamku zobaczyłam, że pod sąsiednim domem stoi ambulans. Przywiezli w nim starszego człowieka.  Ktoś niedawno opowiedział mi i jego historię. Wrócił ze szpitala. Do domu. Aby skreślać krzyżykiem dni ze swojego życiowego kalendarza. Dla tego pana też już nie ma ratunku. Przerzuty są wszędzie. Lekarze nie chcieli już leczyć. Za późno. Nie opłaca się (Czyż to nie okrutne? Tu chodzi o życie człowieka a lekarze mówią, że już się nie opłaca!!!). Jak czuje się taki człowiek, któremu ktoś powie, że nie ma już dla niego ratunku? Jak to jest żyć ze świadomością, że czyjeś dni dobiegają już końca? Że to może będzie za tydzien... A może już jutro... Kto mi powie?

* * * * * * * * * * *

A dziś wieczorem modlitwa. Za chorych i umierających. Za tych dla których nie ma już ratunku i co próbują się pogodzić z nieodwracalnym wyrokiem losu i za tych, którym myśli ciężkie nie pozwolą zasnąc spokojnie dziś w nocy.

ps. Myślicie o Nich w ogóle? O tych co być może juz jutro uwolnią się od fizyczności tego świata...

edit: informuję, że ta pani o której pisalam odeszła już do Pana. Po 3-4 dniach śpiączki zmarła około 1.30 po południu, czyli jak pisałam tę notkę już nie zyła :(  R.I.P.

Sunday, June 27, 2010

A miał być to tylko wypad do biblioteki...

No właśnie, to miał być tylko wypadł do biblioteki aby zwrócić książki, a ostatecznie mieliśmy, jak stwierdził T.  kosztowny day out :P Dziś, a właściwie już wczoraj bo właśnie minęła połnoc, mieliśmy piękną słoneczną pogodę. Aż szkoda było siedzieć w domu. T. miał mnie tylko podwieźć do biblioteki a ostatecznie spędziliśmy wczorajszy dzien wędrując od sklepu do sklepu, z coraz bardziej topniejącą gotówką. A więc najpierw biblioteka, potem street market w Mold i łażenie pomiędzy straganami, dyskont B& M z którego wychodze z metalowymi puszkami pod pachą :) następnie bar z kanapkami Subway gdzie świeża, kawa, kanapka z chicken teryaki i madacamia cookie stawiają nas na nogi, butki z obuwiem, a następnie centra ogrodnicze w Wirral. Obłaziliśmy wszystkie kąty, pozwiedzaliśmy wszelkie wystawy z roślinami, doniczkami, napatrzyłam się i nacieszyłam oczy towarem ala rustykalna francuska kuchnia, umęczyliśmy się, spociliśmy bo słońce dziś dawało nieźle czadu i wróciliśmy późnym popołudniem do domu. A oto co przywlokłam ze sobą do domu: 


metalowe puszki na ciasteczka o których więcej na moim drugim blogu "frytki z rybą" :D a dlaczego właśnie o nich? to dowiecie się jak przeczytacie posta :P zapraszam! nie zapominajcie, że na fish-n-chips stories toczy się równoległe życie blogowe a posty uaktualniam regularnie :P
i kolejna upatrzona rzecz:


Dwa słoiczki wekowe z tradycyjnymi zamknięciami. Mój ulubiony typ. Wypatrzyłam je już jakiś miesiąć temu na jednej z zakurzonych półek centrum ogrodniczego, chodziłam koło nich i chodziłam ale nie kupiłam. A teraz? Teraz wróciłam po nie! Stały sobie jak dwie bidule, tylko dwa jedyne i czekały na mnie  he he he ;D  i nikt ich nie chciał (i dobrze!) a ja zawsze mam oko na fajne szkło :) i tym razem przyjechały ze mną do domu. Nie wiem czemu ale cieszę się z tych słoiczków jak dziecko :P Powiem prawdę, że kusi mnie aby je machnać pędzlem i jakąś ozdobną witrażową farbką a potem zrobić w nie moje pierwsze w życiu konfitury :) i siup na półkę!
No i jeszcze zakup dnia. Prezencioch od mojego kochanego miśka - optymistycznie kolorowe butki na lato, wygodne (podobno z jakąś antystresową wyściółką) z bardzo przyzwoitej skórki, w fioletowym kolorze, bardzo dziewczęce i ostatnio bardzo modne w UK. Z nich też cieszę sie niesamowicie!!! Buziaki dla T.! :* :* :*


No to by było na tyle w tym temacie. Lecę lulać do Pierzynowa! Paaaa!

Saturday, June 26, 2010

Piaskiem malowane / Sand drawing

Zobaczcie co potrafi ta Rosjanka :) Ludzie to mają talent! No i ten nastrój i świece....



ps. dorzuciłam 3 nowe fotki do poprzedniego postu o latarence marokańskiej. Wczoraj zrobiliśmy sobie lampionikowy wieczór z tżtem :)