Od pt mamy wolne, cała brytyjska szkoła jest off, personel ma wolne, dzieciaki też, 2 tygodniowa przerwa świąteczna w połączeniu z half term break. Tzn ja wolne mam oficjalnie od soboty bo pt to był tzw training day i chcąc nie chcąc musiałam pofatygować się do pracy na kurs o bezpieczeństwie i ochronie dziecka - Child protection Awareness course. Każdy z pracowników pracujący z dziećmi musi go przejść prędzej czy później no i na mnie też przyszedł czas. I kolejne odfajczenie na liście przebytych kursów :) I wszystko byłoby ok gdyby nie pomyłka szefowej bo okazało się, że szefowa coś namotała i kurs nie był od 9.00 - 12.00 ale od 12.00- 15.00. 3 godziny bezczynności!!! Nie ma to jak nastawić się na krótki dzień pracy, przyjechać i rozczarować się. Było nas trzy ale w sumie tylko ja się na niego zdecydowalam zostać. Skoro wywlekłam się z łóżka o 6 rano i przejechałam taki kawał to głupstwem byłoby nie zaliczyć kursu, pocałować klamkę i wrócić. Oczywiście koleżanki miały nagle inne plany i nie zostały na kurs a skoro już byłyśmy na miejscu, to od 9.00 - 12.00 rano zostałyśmy zaprzęgnięte do sortowania książek w szkolnej bibliotece, ktora za jakiś czas bedzie spakowana w pudła i przeniesiona. Nagrodą dla cięzko pracujących w training day bedzie day in lieu czyli wybrany dodatkowy dzień wolny :) Tak więc wolne aż do 12 kwietnia i cudowna świadomość, że po niedzieli nie nastąpi niespokojna, nieprzespana noc i znienawidzony przez wszystkich poniedziałek wypełniony pośpiesznie parzoną poranna kawą, śniadaniem w przelocie, szukaniem ubrań, spóźnialskimi autobusami, tłocznym dworcem, biletami. Za to spanie, spanie, spanie... do wiwatu i hobby - szkło, cross stitch, kartki, książki i necik :D Czekałam na tę przerwę z utęsknieniem aby móc odpoczać od szkolnego środowiska, hałasu i wiecznego tłumu. Ostatnio dopadła mnie jakaś zawodowa frustracja, depresja czy coś w tym stylu. Każdego dnia coraz bardziej miałam dosyć zarówno co niektórych ludzi, mówienia mi co i jak mam robić, jak i wszystkich tych popapranych zasad i przepisów, jakimi społeczeństwo brytyjskie uwielbia się obwarowywać. Czas złapać troche dystansu i odpoczać w innej, radosnej atmosferze. po to aby później wrócic do kieratu z nowymi siłami. No ale nie ma tak dobrze, ulubione zajęcia to jedno ale sprzątanko wielkanocne też trzeba bedzie gdzieś wcisnąc w te radosne ferie wielkanocne :-/ Okna, kuchnia i łazienka aż sie proszą o przetarcie, pościel o zmianę (uwielbiam otwarte okna i zapach świeżej wypranej i wietrzonej pościeli, a Wy?), podłoga aż woła o mop-a :D, kwiatki porządnie podlać i odkurzyć... Posieję coś zielonego w doniczkach, świeże zioła i może rzeżuchę, a niech się życie rodzi! w końcu wiosna juz! :) I dekorację jakąś jajkową się ustawi - nakrapiane drewniane kurczasy zabrane z Polski (sentymenty! sentymenty!), kamienie znad morza udające pisanki, malowane przeze mnie na pierwsze świeta Wielkanocy w UK (ta! śmiejcie się, śmiejcie! z braku laku... :-P), postawię też koszyk z kurczakiem i jaja cekinowe. Będa też chocolate eggs bo w UK bez nich wielkanoc się obyć nie może. Wszystko ujdzie byle by było kolorowo, żywo i pozytywnie.
W sklepach szaleństwo zakupów, zarówno w supermarketach jak i sklepach z wyposażeniem wnętrz i ciuchami. Nam też sie udzieliło bo pojechaliśmy do "Zszywek" w Chester czyli do sklepu o zabawnej nazwie Staples. To taki sporawy sklep z towarem biurowym, papeterią, oprogramowaniem do komputerów i wszystkiego co z biurem związane. Lubie tam jeździć bo jest w czym wybierać, setki kopert w róznych formatach, teczek, segregatorów, długopisów, zeszytów, papierów do kopiarek itp. Wyłowiłam tam takie oto pierdółki:
duży kubas xxl z mojego ulubionego srebnego
mesh-u na nożyczki i pędzle :)
papier milimetrowy do cross stitch-u, koperty, tissue paper w cudnych wodorostowych morskościach (mam słabość do tych kolorów i nie mogłam przejść obojętnie koło półki :P)
kredki Staedtler'a o ergonomicznym trójkątnym kształcie i zaskakująco miłe w dotyku (coś jak aksamit!!!) z ABS - em :P czyli anti-breaking system-em - to ta biała obwódka dookoła tuszki, zabezpieczająca ją przed połamaniem sie w środku, super sprawa, tak myślę :) w szkole nasze dzieciaki używają jumbo kredek Staedtlera i uwielbiają je. Są miękkie i mają intensywne kolory. Nawet starsze nam je podkradają, tak dobrze się nimi maluje :D
tacka na różne duperele do card making-u oraz ozdoby z Papermanii po 2.40 GBP! cena wyjątkowo przystępna jak nigdy!
W Makro zorganizowano
clearance i wygrzebałam zestawik z mini puncherkami. Tż mi je chojnie zasponsorował :)
A z mojego lokalnego sklepiku odebrałam, (późno to późno, ale w końcu je mam! :P) zamówione jajowe matryce spellbinders'a :) oraz zakupiłam sobie wstążeczki i metaliczne nici do wyszywania :D
A w tesco kupiłam sobie ten oto mały koszyczek, pierwotnie w zamierzeniu na jajka czeko :D ale aktualnie rezydują w nim tymczasowo mamine herbatki :D
Jeśli nie macie jeszcze dosyć, to reszta zakupów z innego działu jest na moim drugim
blogu :) i dwie karteczki wielkanocne (i póki co jedyne!!!) też popełniłam, a raczej wyszyłam :) Zajrzyjcie :) Zapraszam!