„Cokolwiek zamierzasz zrobić, o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera w sobie geniusz, siłę i magię.”

Johann Wolfgang Goethe

Followers

Sunday, September 6, 2009

Balonem do nieba :) / Hotair Balloon Festival Llangollen 2009

Wczoraj cały dzień spędziliśmy z T. poza domem. .Wybraliśmy się na coroczne święto balonów w malowniczym Llangollen położonym wśród wysokich wzgórz. To już drugi raz razem uczestniczyliśmy w festiwalu. Za pierwszym razem byłam tam w 2007 roku niedlugo po moim przyjeździe do UK kiedy to tż obwoził mnie po okolicznych atrakcjach. Lubimy jeździć na ten jesienny festiwal, który z resztą zawsze cieszy się powodzeniem wśród lokalnej ludności. Muszę przyznać, że świeże powietrze nas nie tylko wymordowało ale i zmroziło a wzięcie koca i termosu z gorącą herbatą było strzałem w 10! Do domu wrócilismy po zmroku o 22.45.
Tak więc atrakcje składowe festiwalu to różnego rodzaje pokazy - popisowa jazda motorami, popisy sokolników, występy muzyczne zespołów, nadmuchiwanie i prezentacja balonów, odlot balonów, prezentacja małych balonów w pawilonie, podświetlane o zmroku balony,  fajerwerki odpalane na wzgórzu,  stragany z rękodziełem wszelkiego gatunku, stoiska z lokalnym jedzieniem,  biżuteria, kosmetykami, akcesoriami ubraniowymi itp . Było też wesołe miasteczko dla dzieciaków, nadmuchiwane zamki i inne atrakcje. W chłodnym powietrzu oprócz muzyki unosił sie smakowity zapach wołowych burgerów i kiełbasek z cebulka, frytek, kawy, i świeżych pączuchów :)
Wytrwaliśmy do konca festiwalu, do fajerwerków, okuci w czapki, rekawiczki i polarowe bluzy. Fajnie było!
A tu kilka fotek:

Balony wystartowały:

 
  
  
 
  
  
  
  
  
  
  
  
A tak wyglądały mniejsze balony w pawilonie. W malutkich koszach balonowych siedziały misie :) Balony były zdalnie sterowane:
 
 
  
  
  
A tak wyglądał kącik zabaw dla dzieciaków:

Pawilon od zewnątrz, ze swoja metalową konstrukcja z rur. To właśnie tu odbywa sie Miedzynarodowy Festiwal Eisteddfod:
  
  
Baloniki charytatywne wznoszą się w górę:

Popisy jazdy motorami:
 
  
  
Sokolnicy ze swoimi podopiecznymi - sowami, sokołami i jastrzębiami. Muszę przyznać, ze najwieksze wrażenie zrobiły na mnie te milczące sowy :)
 
  
  
  
Wesołego miasteczka też nie mogło zabraknąć :) "Wszystkie numerki nieparzyste wygrywaja!!!"

A koło budki ze świezymi pączkami i kawą z cynamonem wprost trudno nie przejść bez kupienia czegoś :) 
A tam wysoko na stromym wzgórzu kiedys dumnie wznosił się jeden z najmniej dostepnych zamków Walii - Dinas Bran Castell z ok 1260 roku. Dziś już tylko ruiny. Wiecej info o Dinas Bran TU. Obiecujemy sobie z tżtem ze "zdobędziemy" ten zamek w przyszłości  :)
 
Rzeźba z metaloplastyki - Nasza planeta ziemia

A tak wyglądał Night Glow czyli balony podświetlane o zmroku:
 
A tak fajerwerki odpalane ze wzgórza na tle nieba:
  
 
  
  
 

Słodycze przybywaja! / The candies have arrived!

A tak! W zeszły piątek przybyły do mnie z Polski fantastyczne słodkości craftowe od chyba najbardziej pozytywnie zakręconej osoby na świecie - Joasiuni. Otrzymałam więcej niż prosiłam i jest mi z tego powodu niesamowicie miło.
Joasiuniu, dzieciaku, 1000 buziaków dla Ciebie za te "przydasie"!!! :-* :-* :-*
Mam nadzieję, że moja wysyłka również dotrze bezpiecznie do Joasiuni na dniach. 
A oto co było w paczuszce:
Piękna i bardzo oryginalna niebieska karteczka z tulipanami :) doceniam pomysł!
 
Aniołki gipsowe (te dolne) Bardzo sie cieszę bo teraz mam kolekcję 4! Tzn te dwa górne należą do mnie i do tżta i tworzą nierozłączną parę :P a teraz maja dwoch nowych towarzyszy z Polski :D Takie właśnie aniołki lubie, malutkie, gipsowe, bez niczego :P
  
Dziurkacze z biedronki (tak, to te słynne, które wszyscy maja oprócz mnie bo do biedronki mam troche daleko!!! LOL), wstążeczki, koroneczki, falbaneczki, kwiatuchy, wycinanki...wszystko cudne i jakże przydatne! 
A oto co nabyłam sama podczas czekania na autobus do domu (okazuje się, że ten czas można spędzać bardzo przyjemnie) W ciągu 45 min można nabyć:
 
Zestaw pędzelków w 3 rodzajach, linije w szokujących kolorach i dziecinne stempelki z ołówkami :)
 
  
  
oraz mixy cekinowo-koralikowe w świątecznych kolorach :) 
i durnostrojki do kartek :D również świąteczne
 
  
 

Thursday, September 3, 2009

Przyzwyczajam się / Getting in the habit...

Wiem, umilkłam. ale Jestem. Żyję. Przyzwyczajam się. A tak,  przyzwyczajam się. Przyzwyczajam się do codziennego trybu regularnego wstawania i chodzenia spać o tej samej porze, odmierzania czasu godzinami lekcyjnymi, dojeżdżania, rozkładu autobusów, hałasu szkolnego, odgłosu kserokopiarek, ton papieru, ksiązek, szkolnych zeszytów i ogólnie trybu zwanego "kieratem". Automatycznie mniej czasu na net i hobby. Ale oczywiście działam sobie cichutko w tle wieczorami. I jak tylko uzbieram parę nowych prac to "obfocę" je i "zbloguję"
Przeżyłam juz kurs pierwszej pomocy. Tak, dobrze myślicie, bandażowaliśmy się nawzajem i reanimowaliśmy TE plastikowe manekiny. A właściwie to połówki manekinów będących imitacją dzieci i dorosłych (pan z kursu nam zdradził, ze koszt takiego manekina do trenowania reanimacji to ok 500-600 funtów!!!! OMG) Tak fajnie klikały przy nacisku :D Klik, klik! Klik, klik! Dwa uciśnięcia klatki na sekundę. Klik, klik! I tak 30 razy na przemian z ładowaniem powietrza w plastikowe usta manekina, ale robiliśmy to przez taka ochronna folijkę, która kładło się na twarzy manekina. Właściwie nie wiem po co o tym piszę. Może żeby zaspokoić Waszą ciekawość :P A może,  że zawsze mnie ciekawiło jak to jest na takim kursie :P Ogólnie było fajnie i zabawowo. Dyplomy w drodze.
Przeżyłam też pierwszy prawdziwie szkolny dzień. Nic szczególnie ekscytującego, chociaż fajnie było zobaczyć wszystkich po wakacjach. Lekcje organizacyjne i omawianie zasad klasowych. Podpisywanie zeszytów. Drukowanie różnych list. W tym roku pracuję z nowym nauczycielem - 30-dziesto paroletnim mężczyzną. A to oznacza zmianę podejścia do lekcji, dzieciaków. Inny punkt widzenia. Wiecej dyscypliny bo D. potrafi nieźle ryknąć kiedy coś go zdenerwuje. Ogólnie mówiąc, ksztatłcenie po męsku.No zobaczymy jak to będzie. Dziś juz włączył mnie w przyszły artystyczny projekt o drugiej wojnie światowej bo taki blok tematyczny będziemy omawiać w najbliższej przyszłości.No i mam zadanie obmyśleć co i jak.
Walczę też o każdą pracującą godzinę w szkole. Im więcej tym lepiej. Zwłaszcza w mojej aktualnie trudnej sytuacji pracowo-płacowej. (ach, tak! dzisiejszy dzień spędziłam na telefonach do urzędu miejskiego scigając jakieś nieznane mi nazwiska od podatków, płac i zasobów ludzkich, eh, kiedyż to się skończy! przeklęta biurokracja!Przez cały ten bałagan nie potrafię się wewnętrznie zrelaksować i skupić na szkole) Może dostanę jakieś godziny w juniorach w budynku obok i poprowadzę Klubik dla dzieci odrabiających pracę domową w szkole. Czas pokaże. Ale na pewno poprowadzę do spółki z Andreą kółko plastyczne, jako kontynuacja Art Clubu z zeszłego roku.
Poszłam sobie dziś osłodzić życie malutkimi zakupami craftowymi. A co! Słonecznie było i ciepławo a mnie się czas na dworcu dłużył. Tak więc jakies fantazyjne linijki, świąteczne zestawy koralikowo-cekinowe, zestaw pędzelków, różne durnostrojki do kartek, plastikowy folder na językowe zapiski (których zawsze mam pełno), dziecinne stempelki z ołowkami (nie wiem po co mi kolejne 6 ołówków, ale co tam! ważne ze wynalazłam malutkie ozdobne stempelki za 0.99p!) I tak zakończyłam dzisiejszy pracujący dzień.

Postawiłam sobie ambitnie za cel prowadzić ten blog dwujęzykowo, głównie ze względu na zagranicznych gości odwiedzających mojego bloga, ale coś mi zaległości rosną. Hmmm.... Może nadrobię je w weekend. Jak dobrze, że jutro już piątek!
***Dobranoc wszystkim nocnym markom!***

Monday, August 31, 2009

Ostatni dzień wakacji / The last day of holiday

Jutro 1-szy września. Jak za dawnych czasów - wędruję do szkoły, tyle tylko, że nie jako uczeń z plecakiem ale jako kadra. Odkąd pamiętam zawsze tak było :) podstawówka, LO, potem studia a teraz praca. Ja sie chyba poprostu od szkoły nigdy nie uwolnię LOL Jutro czeka mnie nie tyle rozpoczęcie roku ile kurs pierwszej pomocy dla LSA. Dzieciaki wracaja 2-go. Nie mam pojęcia jak długo będzie trwał, wiem tyle, że muszę dotrzeć do szkoły na 9.00. Słodkie lenistwo dobiegło końca i teraz znowu trzeba będzie przyzwyczaić się do regularnego wstawania, rozkładów autobusów, robienia śniadań, przygotowywania projektów na kółko plastyczne (to ostatnie jest akurat przyjemne :D ).
Tak więc dziś nacieszam sie ostatnimi wakacyjnymi chwilami. A żeby było ciekawie, to pomimo iż dziś jest deszczowe święto państwowe, to kurier późnym popołudniem dostarczył nam paczkę a w niej miedzy innymi mój pierwszy nowiutki składany namiot bezcieniowy! Jupi!!!!! Rozstawiłam go już na podłodze na próbę i zrobiłam pierwsze przykładowe ujęcia ale muszę sobie znaleźć wygodniejsze miejsce i dopracować warsztat fotograficzny :) No i ładnie wyprasować wyściółkę namiotu. Mam nadzieję, że moje przyszłe nowe prace zostana sfotografowane w nowej scenerii. :) Woohoo! Ale radocha!!!
Żegnajcie wakacje!!